czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 4

                Dzień zapowiadał się być przyjemny. Słońce nie grzało tak jak poprzedniego dni, a jakby było tego mało, zaczął wiać przyjemny wiaterek. Z napotkanych drzew słychać wyćwierkiwanie ptaków i delikatny szum liści. Bezchmurne niebo zwiastowało zero opadów. Z tego właśnie powodu młody mężczyzna był bardzo rozweselony, pełen życia oraz energii. Bez ustanku wyprzedzał Aleksandrę, ale zaraz coś przykuwało jego uwagę i zostawał w tyle. Dziewczyna od czasu do czasu przekręcała oczyma i wzdychała. Szli już ładne parę godzin. Dokładnie to od godziny siódmej, a teraz była godzina jedenasta. Dziewczynę nie zdziwiło, że chłopak w końcu zaczął pogwizdywać. Wygwizdywał melodię do różnych piosenek, żadnej nie skończył. Stworzył z tego mix popu oraz hip hopu. Gwizdał przez okrągłą godzinę. Alex po pewnym czasie zaczęła się o niego martwić. Ale nic mu nie było, zapewnił ją, gdy się spytała.
                Każdy niestety z czasem się męczy. Alex była zmuszona zrobić przerwę, ale była zadowolona, gdyż nadrobili ponad połowę drogi. Gdy chłopak padł pod drzewem w jego cieniu, ciężko wzdychał z powodu bolących nóg, ona podeszła nad znajdujący się tam staw i sprawdziła wodę.
                - Co robisz? - zapytał, gdy już odetchnął.
                - Sprawdzam czy woda jest ciepła - odpowiedziała najnormalniej w świecie.
                - Po co? Chcesz się kąpać? - zapytał śmiejąc się.
                - A żebyś wiedział, nie mam zamiaru chodzić spocona, z odrażającym zapachem - mówiła poważnie - Tam jest wysoka trawa, gęste drzewa i dużo krzaków. Idę się tam wykąpać, jeżeli chcesz, to mogę cię puścić pierwszego.
                - Jasne! Już idę! - odpowiedział żwawo.
                Nie zajęło mu to długo, choć Alex już prawie zasypiała pod drzewem dębowym. Gdy zauważyła go uśmiechającego się od ucha do ucha, pomyślała, że zwariowała i ma zwidy. Ale w końcu przypomniała sobie, że już nie chodzi całkiem sama po Europie. Ocknąwszy się, nic nie mówiąc, poszła w miejsce, gdzie miała się wykąpać. Wzięła ze sobą świeże ubrania i ręcznik. Nagle zdała sobie sprawę, że chłopak wygląda zupełni inaczej. Jego włosy znów błyszczały czystością i świeżością. Miał delikatną, czystą twarz i świecące oczy.
                Zanim jednak weszła w gąszcz krzaków i drzew, zagroziła Konradowi, że jeżeli tylko podejdzie bliżej niż pięćdziesiąt metrów, to zrobi mu krwawą blizną na policzku. Po tych słowach ukryła się pomiędzy wysokimi krzakami. Najpierw ściągnęła płaszcz, a potem buty. To były dla niej najważniejsze elementy ubrania, więc oddaliła je bardziej niż pozostałe.
                Powoli weszła do nagrzanej wody. Przy powierzchni była ona bardzo ciepła, lecz na dnie zimniejsza o ponad pięc stopni. Dziewczyna tylko westchnęła i zanurzyła się w wodzie. Lubiła pływać, a w szczególności nurkować. Lśniąca woda odprężała ją. Od razu poczuła się znacznie lepiej, lepiej niż wcześniej, choć nie było tak źle. Ale chociaż chciała zostać tam jak najdłużej, to nie mogła zostawić Konrada samego. Wyszła na brzeg, usiadła na miękkiej trawie i wzięła do ręki ręcznik. Starannie wytarła całe ciało. Następnie ubrała świeżą bieliznę, legginsy i koszulę. W stawie wymyła swoje poprzednie ubranie, płaszcz i buty delikatnie czyściła nie pod wodą, lecz mokrym ręcznikiem. Na wystającej gałęzi powiesiła mokre ubrania, prócz płaszcza i butów. Buty założyła na nogi, nie wiadomo, co jest w tej trawie. Płaszcz przerzuciła przez ramię i wychodząc zaczęła układać włosy.
                Konrad stał na polanie i ślepo patrzył na lśniącą wodę stawu. Niespodziewanie ocknął się i ujrzał Aleksandrę. Zmieniła się. Granatowa koszula delikatnie zwiewała na wietrze, pierwszy raz widział ją bez płaszcza. W jednej chwili serce zabiło mu mocniej. Jej niespotykane włosy przykuły jego uwagę, wyglądały pięknie, ona cała wyglądała przepięknie. Nigdy jeszcze nie widział takiej kobiety. Jej oczy, jak diamenty przykuwały jego uwagę każdego dnia, a makijaż jeszcze bardziej je podkreślał. Gdy widział jej uśmiech, nie sposób był mu się oprzeć, zawsze musiał go odwzajemnić.
                Niespodziewanie ktoś się na niego rzucił. Z powodu zapatrzenia nie ujrzał napastnika. Dziewczyna patrzyła w ziemię układając włosy, więc też nie miała okazji go zauważyć. Dopiero gdy Konrad krzyknął, Alex zwrócił uwagę na otaczający ją świat. Przed sobą ujrzała dwie postacie. Jedna bezwładnie leżała na ziemi, a druga leżała na niej i próbowała dostać się do oczu. Dziewczyna rzuciła płaszcz i podbiegła do obu. Rzuciła się na napastnika i zwaliła go z Konrada. Przeciwnik upadł na ziemię, a Alex parę kroków dalej. Turlając się zrobiła fikołka i stanęła na nogach. W tej chwili on także wstał i zaatakował jako pierwszy. Aleksandra dzielnie obroniła atak pięścią i sama zaczęła uderzać. Konrad obserwując zdarzenie z daleka nie był w stanie założyć, kto wygra. Szanse były bardzo wyrównane. Oboje dużo uderzali i kopali. Aleksandra dużo broniła, a mężczyzna przyjmował ciosy na siebie. Dziewczyna w końcu uderzyła obrotowe kopnięcie, trafiła w głowę. Ten lekko się zachwiał, lecz szybko wrócił do siebie. Chłopak z całej siły uderzył ją w udo, ale ona podniosła kolano do góry i odepchnęła atak. Następnie udała, że uderza obrotowe kopnięcie, ale szybko się cofnęła i z miejsca uderzyła w drugą stronę. Napastnik okazał się być zwinny i złapał ją za nogę. Mocno podniósł ją do góry. Alex zrobiła salto do tyłu i stanęła w szerokiej pozycji walki. Jedną rękę mając nad udem, a drugą przy twarzy. Przeciwnik znów rzucił się na nią. Po raz kolejny zaczęła się ostra walką. Konrad nie był w stanie nawet zauważyć, kto uderza. Działo się to z niesamowitą prędkością. Ciąg uderzeń i kopnięć.
                Alex wreszcie miała tego dość. Szybko oparła się dłonią o trawę i podcięła napastnika. Ten upadł twardo na ziemie. Był bezbronny. Chciał się szybko podnieść i kontynuować walkę, ale ona położyła mu stopę na klacie i mocno przycisnęła. Z delikatnym uśmiechem triumfu wyprostowała się.
                - Bywałeś lepszy - odrzekła ściągając nogę.
                Podała mu rękę, którą natychmiast złapał. Podciągnęła ją do siebie i pomogła mu wstać. Teraz dokładnie było można zauważyć wygląd napastnika. Jasna cera, niebieskie oczy. Czarne, krótkie włosy z niebieska pasemką przy twarzy. Ubrany w wojskowe buty, czarne spodnie i ciemno brązową koszulę. Od walki z Aleksandrą miał brudną twarz i potargane włosy. Konrad pomyślał, że gdyby wyglądał jak człowiek, to raczej byłby nawet przystojny.
                - A może to ty jesteś lepsza? - zapytał ze swoim czarującym uśmiechem.
                - Nie podlizuj się - odpowiedziała lodowato.
                - Alex, ty go znasz? - wtrącił Konrad.
                - Niestety, ale tak.
                - Alex? Jesteście sobie po przezwiskach? - zapytał unosząc brwi.
                - Kto to jest? - pytał dalej Konrad, nie zwracając uwagi na zaczepkę mężczyzny.
                - To jest Ksawery.
                - Jest demonem?
                - Tak - odpowiedziała nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
                - To dlaczego nie wyczułaś go?! - zapytał z wyrzutem. - Mógł mnie zabić.
                - To dlaczego ty go nie zauważyłeś? Po co uczyłam cię samoobrony? - krzyknęła rozwścieczona.
                - Zagapiłem się - odpowiedział niepewnie.
                - Na co?
                - Na ciebie - oznajmił cicho, a Ksawery wybuchł śmiechem.
                - No proszę cię. Myślisz, że ona będzie z kimś takim, jak ty? Nawet jeżeli by chciała, to jeżeli ma szacunek do Boga, to w życiu nie zwiąże się z tobą. Masz do niego szacunek? Przepraszam, to złe pytanie. Czy wierzysz, kochasz, szanujesz i postępujesz zgodnie z wolą Boga? - zapytał zwracając się do dziewczyny.
                Ta patrzyła w ziemię. Nie mogła utrzymać wzroku w jednym punkcie, oczy jej się kręciły, lecz na żadnego nie spojrzała.
                - Tak czy nie?! - rzekł ostro Ksawery.
                - Tak - odpowiedziała cicho i odeszła.
                Konrad do tej pory nie słyszał w jej głosie takich uczuć. Wiele razy ludzie mu się zwierzali i bez problemu wyczuł, że tkwił tam smutek, żal i rozpacz. Wrogo spojrzał na demona. Ujrzał na jego twarzy łobuzerski uśmiech. Ksawery spojrzał na niego przelotnie z wygraną w oczach. Nie zwracając się do niego, poszedł w ślad za dziewczyną.
                Aleksandra pospiesznie udała się tam, gdzie zostawiła swoje ubrania. Zdążyła się uspokoić i dojść do siebie. Znów przybrała minę chłodnej i bez uczuciowej dziewczyny. Poskładawszy ubrania wstała i wyszła z gąszczu. Na drodze stanął jej o czoło większy demon. Spojrzała mu obojętnie w oczy i przeszła koło niego mocno uderzając go w ramię.
                - Au… - jęknął. - Nie musiałaś tak mocno.
                -Nie musiałeś stawać mi na drodze - odezwała się wrogo.
                Spakowawszy ubrania usiadła pod rozłożystym bukiem i założyła jedną nogę na drugą. Ksawery podszedł do niej.
                - Dobra, ty mnie przedstawiłaś temu chłoptasiowi, a teraz jego przedstaw mnie.
                - To jest Konrad, jest wybrańcem. Ma dwadzieścia dwa lata i jest człowiekiem. Jeżeli coś mu zrobisz, obiecuję, że nie zawaham się przed niczym.
                - Jesteś powołaną? - zapytał unosząc wysoko brwi. - Od kiedy?
                - Tak, od 157 lat - odpowiedziała krótko.
                -No, zaszalałaś kobieto. A teraz idziesz z nim do klasztoru? Przecież zakon jest w Amazonii, a szybciej by było przez Portu… Aha! Mądre - uświadomił się dlaczego zmierza na wschód.
                - No widzisz. Nie jestem taka tępa jak ty.
                - Chcesz, to mogę ci pomóc przejść przez Portugalię, a potem przez Atlantyk.
                - Od kiedy ty taki pomocny? - zapytała unosząc brwi.
                - Właściwie to też udaję do Zakonu Świętego Krzyża. Mam przy okazji, więc nie będzie mi to przeszkadzać.
                - Zgoda - odpowiedziała po głębszym namyśle.
                - A więc załatwione. Idziemy już?
                - Tak. Konrad, pakuj się! - krzyknęła.
                Alex wstała i spakowała ostatnie rzeczy. Założyła także swój płaszcz i wyciągnęła spod niego suche włosy. Teraz to Ksawery prowadził ich wyprawę. On decydował, kiedy są przerwy i którędy idą. Konradowi nie spodobało się to. Już od początku nie polubił tego gościa, w szczególności, że się na niego rzucił. Idąc z tyłu, przy dziewczynie, dowiedział się, że ma on 399 lat. Próbował dowiedzieć się jeszcze więcej, lecz Alex unikała tematu. Teraz podążali na zachód.
Szli przez siedem godzin. Ksawery nie zrobił nawet na pięć minut przerwy. Dziewczynie to akurat nie przeszkadzało, ale Konradowi zaczynało brakować sił. Raz Aleksandra musiała go podtrzymać, bo straciłby przytomność. Od tego czasu minęło około dwie godziny, ale chłopak w każdej chwili mógł upaść lub zrobić sobie krzywdę. W końcu Alex nie wytrzymała, podbiegła do demona.
- Może byś tak przerwę zrobił? - zapytała lekko zła.
- A co? Nogi cię bolą? - zapytał ironicznie.
- Mi akurat nic nie jest, ale nie zapominaj, że z nami jest Konrad. On nie jest przyzwyczajony do takich długich wędrówek - tłumaczyła poważnie.
Ksawerego jakby coś tknęło. Niespodziewanie zatrzymał się i spojrzał współczująco na chłopca. Widział jak idzie bardzo pomału, chwiejnym krokiem. Był blady i osłabiony. Przekręcił wzrok na dziewczynę i w jej oczach ujrzał  zawziętość i gotowość do kłótni. Westchnął przeciągle i szedł z drogi. Łowczyni pomogła Konradowi dojść na miejsce. Oparła go o wielki kamień i sprawdziła czy nie ma gorączki.
- Chcesz pić? - zapytała troskliwe.
- Poproszę.
Wyjęła ze swojej torby butelkę wody i przyłożyła dzióbek do jego ust. Pił pomału i spokojnie. Parę kropel wyleciało z butli, spłynęło mu po brodzie, po czym spadło na ziemię. Pomału odciągnęła butelkę od jego ust. Wyciągnęła chusteczkę z bocznej kieszonki plecaka i sprawnie wytarła mu spocone czoło. Ksawery usiadł nieopodal na trawie i patrzy na jej zwinne ruchy. Poczuł w sobie dziwne, dotąd nie znane mu uczucie. Było ono nieprzyjemne i przez nie stawał się zły. Była to zazdrość. Nie mógł uwierzyć, był zazdrosny, zazdrosny o Aleksandrę. Nigdy w życiu nie przypuszczałby, że będzie właśnie o nią zazdrosny. Oboje nienawidzą się, a on jest właśnie o nią zazdrosny!
Było już ciemno, dlatego Aleksandra nie zauważyła, jak demon przez dłuższy czas patrzył się na nią. Nie umknęło by to jej uwadze, gdyby chociaż spojrzała w jego stronę, ale nie. Nawet nie pomyślała o nim. Przez niego Konradowi mogło stać się coś poważnego. Rozłożyła swój i jego namiot, rozpaliła ognisko, upolowała przepiórki i smakowicie je przyrządziła. Dwudziestodwuletni mężczyzna już po pewnym czasie poczuł się lepiej. Do ogniska przyniósł trzy duże kamienie, aby każdy mógł usiąść. Niestety, Ksawery wolał siedzieć daleko od nich, tam gdzie światło ognia nie docierało. Patrzył zamyślony w migocące gwiazdy.
W końcu Aleksandra przestała się martwić o Konrada. Wyglądał już normalnie, jego twarz nabrała rumieńców, znów miał uśmiechnięte i pełne życia oczy. Z wielkim apetytem zjadał  przepiórkę. Choć dziewczyna gniewała się na Ksawerego, to mu także przyrządziła przepiórkę. Lecz chłopak z upływem minut nie zjawiał się. Siedział bez ruchu. Wreszcie Alex wzięła gałąź z mięsem i pomału do niego podeszła. Przykucnęła przy nim.
    - Masz, zjedź - podała mu kij z ciepłym i aromatycznym mięsem.
                - Nie jestem głodny - odpowiedział  obojętnie.
                - Słuchaj, nie obchodzi mnie czy jesteś głodny, czy nie. Masz to zjeść i koniec. A w ogóle to nie było pytanie - oznajmiła przyjaźnie.
                Mężczyzna spojrzał na jej błękitne, prawie świecące oczy. Mogło się zdawać, że wydzielają one światło, jak latarka, lecz tak naprawdę były po prostu krystaliczne czyste. Nigdy nikt nie spotka takich oczu. Tak szlachetnych i pięknych. Widział w nich lekką radość. Pomału chwycił gałąź. Przez przypadek delikatnie dotknął ciepłej ręki dziewczyny. Przeszedł go dreszcz po całym ciele, a ona tym dotknięciem się nie przejęła. Wiedziała, że zrobił to przez przypadek.
                - Chodź do nas, tam jest ciepło - powiedziała, gdy odchodziła.
                - Już idę.
                Z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Konrad nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, ale w końcu przyzwyczaił się do tego towarzystwa. Ksawery nie uczestniczył w ich rozmowie, a gdy był zmuszony, odzywał się nieprzyjemnym tonem. Po pewnym czasie Konrad odszedł od nich na chwilę. Gdy tylko zniknął z pola widzenia, mężczyzna przybliżył się do Alex.
                - Mówiłaś mu o tym, co ma zrobić? - zagadną cicho.
                - Nie, wolę poczekać. Teraz może się wystraszyć i zrezygnować - tłumaczyła się.
                - Nie lepiej powiedzieć mu i mieć to z głowy?
                - A co będzie, jak się wystraszy i nie będzie chciał z nami iść. Ja go nie będę zatrzymywać, nie mam do tego prawa. A nie mam zamiaru mieć takiej przyszłości, jak mówi przepowiednia.
                - A jak dotrzemy na miejsce i wtedy będzie chciał się wycofać?
                - Może gdy zobaczy ile ludzi liczy na niego, to zmieni zdanie.
                - Ja bym temu Konradowi powiedział.
                - Co takiego? - zapytał raźnie Konrad, a Aleksandra spojrzała oczekująco na mężczyznę.
                - Nic, dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział przyjaźniej niż przedtem.
                - Ech… Kolejna osoba, co nic nie chce mi powiedzieć - zasmucił się chłopak.
                - Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie - odpowiedziała obojętnie łowczyni.
                Zapanowała chwila ciszy. Każdy ślepo patrzył w ogień. W głowie Konrada kłębiło się wiele myśli, starał się je pozbierać i uporządkować w logiczną całość, lecz nie wychodziło mu to. Spojrzał na swych towarzyszy.
                - Słuchajcie… Mam do was pytanie - mówił  niepewnie, a oboje spojrzeli na niego oczekująco. - Czy wy jesteście parą albo coś was łączy?
                Oboje spojrzeli po sobie. Nie mieli zadowolonych min. Ksawery gniewnie wstał i odszedł, zniknął z pola widzenia. Dziewczyna patrzyła w ogień i zastanawiała się, co mu powiedzieć. Lewą ręką ocierała prawą, w okolicy palca serdecznego. Nie umknęło to uwadze Konrada, patrzył oczekująco na dziewczynę. W końcu Aleksandra puściła rękę, a wtedy chłopak pierwszy raz przyjrzał się jej. Na palcu serdecznym prawej ręki widniała platynowa obrączka. Odwróciła lekko głowę i rzekła.
                - Jesteśmy zaaranżowanym małżeństwem - odpowiedziała obojętnie z lekką nutą smutku.
                - Zaaranżowanym? Kto wam to zrobił?
                - Ci, do których idziemy. Członkowie Zakonu Świętego Krzyża - oznajmiła deczko głośniej.
                - Możesz mi o tym opowiedzieć?
                - Jasne, masz prawo wiedzieć, szczególnie skoro Ksawery idzie z nami. Było to, gdy miałam 69 lat. Gdy zapraszają cię do klasztoru, czujesz się odznaczony. To naprawdę wielki zaszczyt, w szczególności, gdy zapraszają na bal. Tak właśnie było. Gdy przybyłam tam, pokazali mi pokój. Zastanawiałam się, dlaczego były tam dwie kratki i strasznie grube drzwi. Wtedy myślałam, że kratka jest po to, aby doprowadzać tlen z powodu szczelnych drzwi. Więc co miałam robić? Szykowałam się na tą imprezę, otworzyłam szafę, a tam było mnóstwo przepięknych sukni. Białe, błękitne, żółte i różowe. Wszystkie pasowały jak ulał. Gdy byłam już gotowa, przyszli po mnie. Wprowadzili mnie na salę. Było tam mnóstwo podłużnych stołów. Zaprowadzili mnie do największego, na sam jego koniec. Siedziałam koło Ksawerego i tylko niego. Od razu poczułam jego demoniczną energię, ale nie mogłam zaatakować, nie przy tylu ludziach i to w dodatku chrześcijanach. Dużo się śmiałam, on także. W końcu zaczęło kręcić mi się w głowie, ledwo co mogłam ustać na nogach. Od razu przestałam się śmiać. U niego były te same objawy. Gdy zauważyli to, wzięli i mnie, i jego. A potem wszystko potoczyło się tak szybko... Przyprowadzili księdza, założyli nam obrączki. Jeszcze musieliśmy wypić z jednego kielicha. Podali mi złoty puchar, mówiąc, że to mi dobrze zrobi, to samo zrobili z nim. Potem stoły nagle zniknęły. Wszyscy zaczęli wirować w koło nas. Staliśmy na środku, nie dość, że kręciło nam się w głowach, to jeszcze oni. Bałam się, po prostu się bałam - parsknęła lekko śmiechem. - Obracałam głową bez ustanku. W końcu nie wytrzymałam, upadłam, ale on mnie złapał. A to był dla nich znak. Poprowadzili nas do… Do pokoju. Nic tam nie było. Tylko... - zawahała się - tylko wielkie łóżko.
                - Łóżko? I co wy… ten… no.. - nie mógł wypowiedzieć tego słowa.
                - Jasne, że nie. Choć to było bardzo kuszące.
                - Kuszące? Przecież się nawet nie znaliście! - oburzył się.
                - To tak jakby efekt uboczny - wtrącił Ksawery, który stał oparty od drzewo. - Oczywiście dla nas, bo dla nich to dobrze.
                - Nie rozumiem - narzekał chłopak.
                - Chodzi o to, że przez taki ślub te dwie osoby przyciągają się wzajemnie. Jest to po to, aby nie było konfliktów w małżeństwie. W pewnych momentach chcą się pocałować, przytulić, a w innych być jeszcze bliżej. Właśnie w noc po takim ślubie chce się być jeszcze bliżej siebie, to jest silniejsze od ciebie.
                - To jak sobie poradziliście?
                - On jako demon sobie poradził, a ja musiałam wbić sobie nóż w udo. Z poduszek, których było tam wiele, zbudowaliśmy mur i normalnie poszliśmy spać.
                - Po tym, co się stało, poszliście spać?
                - Po takiej dawce narkotyku, czy co to tam było, tylko o tym marzyliśmy. Koniec tematu! Wszyscy idziemy spać. I tak się zasiedzieliśmy.
                Dziewczyna nie czekała na protesty. Położywszy się zasnęła bez trudu. To był dla niej ciężki dzień. Spotkanie Ksawerego, rozmowa o ich przeszłości. 
Przejdź do: -Rozdział poprzedni: Rozdział 1. Powołana cz. 3 -Rozdział następny: Rozdział 2. Spotkanie cz. 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz