czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 5

Następnego dnia dziewczyna obudziła się równo ze wschodem słońca. Po wyjściu z namiotu poczuła przyjemny zapach letniego poranka. Ptaki cicho nuciły, po ich ognisku zostało zaledwie trochę popiołu. Wiatr delikatnie pieścił jej twarz i ułożone włosy. Gdy wyszła z cienia, w którym znajdowały się trzy namioty, jej oczy zmieniły kolor na granatowy. Przyjemny dreszcz przeszedł jej ciało. Stanęła w bezruchu i patrzyła, jak pomarańczowa kula słońca wychodzi znad malutkich pagórków i ukrywa się za delikatnymi chmurami. Gdy stało się zbyt jasne dla jej oka, z nowego namiotu wyszedł Ksawery. Delikatnie obróciła głowę i znów patrzyła przed siebie, tym razem zamyślona. Chłopak z zainteresowaniem podszedł do niej.
- Na co tak patrzysz?
- Na coś, czego ty nigdy nie ujrzysz - odpowiedziała kpiąco.
- Możesz mi to opisać? - nie poddawał się.
- Nie, bo sama dobrze tego nie widzę i nie rozumiem - odrzekła wrogo nastawiona.
Odeszła. Ksawery długo zastanawiał się nad tą odpowiedzią. Co ona mogła oznaczać? Alex była tajemnicza, ale niektóre jej odpowiedzi były niezrozumiałe. Musiał się o niej jeszcze wiele nauczyć.
Nie było na co czekać. Gdy tylko wstał Konrad i zjadł w samotności śniadanie, bo ani Ksawery, ani Alex nie mieli ochoty, ruszyli w dalszą drogę. Wieloletni mężczyzna jak zwykle wyprzedzał ich, a Aleksandra i Konrad szli z tyłu i rozmawiali.
- Zaraz, to skoro wy jesteście małżeństwem już tyle, a nic pomiędzy wami nie doszło, to dlaczego nie unieważnili tego związku? Przecież tak powinno chyba być, co nie?
- Powinno, ale najwidoczniej On ma jakieś plany co do mnie i niego. A w ogóle to co On z własnej woli zwiąże, to już praktycznie nie ma odwrotu.
- Ale przecież to Bóg! On nie powinien wam tego robić! - stwierdził kapryśnie chłopak.
- No cóż, życie nie jest takie, jakim się wydaje być. Są wzloty i upadki. Jednym z upadków właśnie był nasz ślub, a wzlotem to, że nic się pomiędzy nami nie stało.
- Ale przedtem Ksawery mówił, że takie osoby przyciągają się nawzajem. I mówiłaś, że żeby się powstrzymać musiałaś sobie wbić nóż w udo.
- Do czego zmierzasz? - wyczuła podstęp.
- Zanim to powiem, a raczej się spytam, obiecaj, że odpowiesz prawdę i tylko prawdę. Bo jak nie, to będę cały dzień upierdliwy. Jak rzep psiego ogona lub jak mucha latem.
- Nie odpuścisz, prawda? - upewniła się, a Konrad dał znak głową, że nie. - Ech… No dobrze, obiecuję.
- Dobra, to teraz pytanie. Czy ciebie nadal ciągnie to Ksawerego? No wiesz, przyciąga cię, korci - zapytał zupełnie normalnie, jakby taki temat był dla niego codziennością.
Demon usłyszał to i nie dość, że wytężył słuch, to jeszcze otworzył szeroko oczy. Aleksandra zatrzymała się. Przekręcała oczami zamyślona. Szukała odpowiedniej wymówki. Co by powiedzieć? Jak wyjść z tej sytuacji? Po co on ciągle drąży ten temat? To nie jego sprawa!
- No, więc? - spojrzał na nią oczekująco.
- Nie twoja sprawa! Czep się czegoś innego! - warknęła groźnie i znów ruszyła pewnym krokiem.
- Ale obiecałaś! - kłócił się.
- Obiecałam, że powiem prawdę i powiedziałam. To nie twój cholerny interes! I radzę trzymaj się od niego z daleka, jasne?! - krzyknęła na niego. Jej oczy paliły ze złości.
Szkoda. Obaj mężczyźni bardzo chcieli usłyszeć odpowiedzieć. Choć z drugiej strony, co by się stało, gdyby odpowiedziała "nie"? Co ten demon by sobie pomyślał? A gdyby powiedziała "tak"? Jeszcze gorsza sytuacja, chociaż Ksawery na pewno byłby nie lada zadowolony.
Dziewczyna wyszła na prowadzenie. Wkrótce zniknęła im z widoku, lecz czasami pojawiała się gdy wchodzili na górkę. Po pewnym czasie nie widzieli jej nawet wtedy. Konrad nie był zadowolony, że musi iść z demonem sam na sam. Przecież on chciał go zabić! A co będzie, gdy znów mu coś odwali i żuci się na niego? Kto go wtedy obroni? Przecież Aleksandra nie zdąży przybyć.
- Dlaczego ją o to spytałeś? - ku zdziwieniu Konrada, Ksawery odezwał się do niego.
- O co ci chodzi? - odpowiedział pytaniem.
- O to, że to przecież nieprzyjemny dla niej temat. A gdybyś to ty stał na jej miejscu i ona spytałaby ciebie o to? - mówił spokojnie, lecz te słowa trafiły Konrada. - Zastanów się sto razy zanim coś powiesz, ok? - usłyszał w jego głosie przejęcie i troskę.
- Yy… Dobra - odpowiedział pomału.
Spotkali ją przy rozwidleniu dróg. Ku ich zdziwieniu nie było tam żadnego drogowskazu, żadnej nazwy miasta czy wsi. Dziewczyna stała oparta o drzewo i czekała na nich spokojnie. Na pierwszy rzut oka stwierdzili, że jeszcze jej nie przeszło.
 - Idziemy tam - pokazała palcem drogę. 
 - Nie, idziemy tamtędy - wskazał przeciwległą jezdnię demon. 
 - Mam coś do załatwienia w mieście, do którego idzie się tą drogą. Gdy przejdziemy miasto, znajdziemy się na tej drodze. A w ogóle znajdziemy tam nocleg, nie będziemy musieli spać pod deszczem, który będzie na noc padał.
 - No dobra - odpowiedział zrezygnowany. 
 Nie czekając na kompanów ruszyła przodem. Nawet się nie obejrzała. 
 - Jak myślisz, przeszło jej? - zagadnął szeptem Konrad.
 - Nie, nie przeszło - upewnił go w tej myśli, także szeptem. 
 - Mogła mi spokojnie powiedzieć, że to dla niej wrażliwy temat, a nie wydzierać się - mówił urażony. 
 - Mogłeś pomyśleć - bronił jej. 
 - Phi... Ja mogłem pomyśleć. Ona mogła mi tego nie opowiadać.
 - Chciała być związku z tobą szczera. Powinieneś to uszanować, a nie dopytywać się o jakieś głupoty! - skarcił go. 
 - Może jeszcze mi powiesz, że nie chciałbyś usłyszeć odpowiedzi, co? Widziałem, jak się wzdrygnąłeś na to pytanie.
 - Ona mnie nie obchodzi. A w ogóle… - zaciął się. Nie wiedział, co odpowiedzieć. 
 - Ha! I tu cię mam! 
 Ksawery nie wytrzymał. Wziął go za kołnierz i zepchnął z jezdni. Mocno przycisnął do drzewa i podłożył mu sztylet z ozdobioną rączką do gardła. Jego dłoń mocno przyciskała go do konara. Prawie unosił go nad ziemią, z wysiłkiem stał na palcach. Jedno poślizgnięcie, a nabije się na ostry, jak brzytwa, płaz sztyletu. 
 - Słuchaj no, panie mądraliński, nic na mnie nie masz, jasne? Tylko spróbuj coś powiedzieć, a pomału i boleśnie wbiję ci ten nóż w ciało, zrozumiano? - mówił groźnie przez zęby. 
 W tym momencie do akcji przystąpiła Aleksandra. Mocno złapała dłoń ze sztyletem i unieruchomiła ją. Następnie odepchnęła go, a Konrad, z potem na czole i mocno bijącym sercem, upadł na ziemię. Głośno dyszał i jedną dłonią trzymał się za gardło. 
 - Mądry jesteś, debilu!? Nie masz co robić, do jasnej cholery!? Ręka cię świerzbi? Jak tak to idź zwierzętom podcinać gardła, a najlepiej to zrób to sobie, skoro jesteś taki mądry!
 - Daj spokój, to była tylko przestroga, nic bym mu nie zrobił - tłumaczył się spokojnie. 
             Aleksandra wzięła go za kołnierz, tak samo, jak on Konrada. Przycisnęła do najbliższego drzewa. Mocne przedramię trzymała na jego krtani, ale w dłoni, tej samej ręki, ukazał się srebrny sztylet. Wygięła dłoń i delikatnie przejechała czubkiem ostrza po jego policzku. Z rany zaczął sączyć się wodospad krwi.
 - To też była przestroga i ciesz się, że nie zrobiłam ci więcej - powiedziała spokojnie. 
 Puściła go. Jeszcze przez parę sekund poważnie patrzyła mu w oczy. Zaczęła się obracać, ale on nie tolerował przegranej bez walki, więc chciał ją zaatakować. Wyciągną pięść i chciał ją uderzy, ale ona szybko się odwróciła, obroniła cios i przyłożyła mu to samo, już czerwone ostrze, do miejsca poniżej pasa.
 - Nie zawaham się - mówiła nie na żarty. 
 - Dobra, poddaję się - uniósł dłonie do góry. 
 Szybko się odwróciła, podeszła do młodszego chłopaka i bezlitośnie złapała go za koszulkę w miejscu barku. Podniosła go, a on wstał na równe nogi. Szturchnęła go w plecy, aby ruszył dalej. Teraz to Konrad prowadził. Czuł się niezręcznie. Szedł przed Alex i czuł na sobie jej lodowate spojrzenie. Pełne zimna i grozy. Dlaczego on w ogóle z nią podróżuje? Aha, no tak, inaczej demony by go zabiły. Pytanie tylko, co gorsze - demony, czy ona lub Ksawery.
Po południu dotarli do miasteczka. Ni to miasto, ni to wieś. Tak pośrodku. Szare, gęste chmury już kłębiły się nad budynkami. Zapowiadała się straszliwa burza. Lepiej było jak najszybciej znaleźć schronienie. Nigdy nie wiadomo, kiedy spadnie deszcz, a może i grad. Aleksandrze znów wrócił dobry humor. Przestała gniewać się na Konrada i swobodnie z nim rozmawiała. Od czasu do czasu patrzyła poza siebie, ale nikogo tam nie było. Najwidoczniej Ksawery postanowił opuścić ich po tym, co mu zrobiła. A należało mu się! Co on sobie wyobraża? Myśli, że może sobie tak o chłopaka przybić do pnia drzewa i grozić mu nożem? Nie na warcie ten dziewczyny.
W miasteczku udali się do lokalu. Nie był on pięciogwiazdkowy, ale zawsze były te łóżka i własna łazienka. Alex dostała pokój za darmo. Właściciel tego pensjonatu był jej dobrym przyjacielem i wszyscy pracownicy o tym wiedzą. Dość często się tam zjawiała, więc każdy bez problemu ja rozpoznawał. Dostali największy pokój. Znajdowały się tam cztery łóżka jednoosobowe. Zawsze było można je połączyć i stworzyć jedno, ale to im nie przychodziło do głowy.
Przy każdym łóżku była niska, lecz szeroka szafa. Znajdowały się tam wieszaki na kurtki i półki na ciuchy. Okno znajdowało się na wprost drzwi. Przeważnie ładnie oświetlało pokój, ale tego dnia mogli o tym tylko pomarzyć. Na zewnątrz panowała już ciemność, choć dochodziła godzina trzecia. To przez te chmury. Były gęste i nieprzyjemne, zanosiło się na ostrą burzę. 
Do łazienki wchodziło się przez białe drzwi. W środku była umywalka, wanna i prysznic. Nie zabrakło także lustra. Jedno znajdowało się nad umywalką, a drugie wysokie, na całą ścianę i szerokie na półtora metra. Było tam czysto i schludnie.
W czasie gdy się rozpakowywali, a dokładnie to Konrad, bo Alex nie miała zamiaru, tylko najpotrzebniejsze rzeczy wyciągnęła i starannie ułożyła je na półce koło swojego łóżka, zerwała się straszliwa ulewa. Aleksandra wstała z łóżka i podeszła do okna. Patrzyła przez nie na odbijające się od asfaltu grube i gęste krople wody. W oddali, od czasu do czasu, widziała błękitne przebłyski. Coś było nie tak. Czuła się nieswojo.
- Och! - rozzłościła się.
- Co się stało? - spytał niewinnie Konrad, wstając od swojej torby.
- Idę poszukać tego półgłówka - oznajmiła wychodząc z ich pokoju, biorąc ze sobą płaszcz.
- Po co? Przecież jest dorosły, poszedł sobie, to poszedł.
- Tak, ale jak coś mu się stanie, to pewnie będzie na mnie, a w ogóle jest nam potrzebny. Nie dam rady sama obronić cię przed demonami w Portugalii. Niestety, ale to nie jest na moje siły, w szczególności w dzisiejszych czasach.
Na dworze panowała straszna ulewa. Spojrzała na to niepewnie. W końcu westchnęła, założyła płaszcz i wyszła na deszcz. Po niespełna dwóch minutach była już cała mokra. Nie tylko włosy i twarz, lecz także ubranie, a nawet ciało pod nimi. Wyszła z miasta. Szła tą samą drogą, którą przybyli.
- Ksawery! - krzyczała co chwilę.
Ani razu nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Deszcz stawał się coraz gęstszy. W końcu przez niego nie widziała nic. Na jej nieszczęście pojawiła się także gęsta mgła. Dobrze, że w taką pogodę przeważnie żaden pojazd nie jeździ. Ale z tymi kierowcami nigdy nic nie wiadomo.
Idąc cały czas przed siebie i wołając chłopaka, poczuła ich. Uczucie było tak wielkie, że na pewno było ich co najmniej trzech. W taką pogodę niebezpieczni byli nawet dla niej, profesjonalnej łowczyni. Ba! Mistrzyni! Pomału, niedostrzegalnie wysunęła nóż. Przygotowała się do rzutu lub wbicia go w demona. Coś ją mocno odepchnęło. Odjechała na butach parę metrów. Usłyszała czyjeś śmiechy, a potem we mgle ujrzała czerwone oczy. Rzuciła sztylet w tamtą stronę, ale demon zrobił zręczny unik. Jeszcze głośniej się zaśmiał. Nie wiedziała co ma zrobić. Jak mogła walczyć z wrogiem, którego nie widziała? Oczywiście już wiele razy tak robiła, ale wtedy wytężała słych, a tu się nie dało. Krople wody rozpraszały ją, a mgła tamowała jakikolwiek zapach, jeszcze wiatr wiał w jej plecy, więc nie dotarłoby nic. Była bezsilna. Ale nie, nie mogła się poddać. Musiała walczyć, choćby do ostatniej kropli krwi, do ostatniego tchnienia. W jednej chwili z rąk wypuściła sztylety. Szły jak promienie słoneczne dookoła niej. Usłyszała głośne stęchnięcie i bezwładny upadek na ziemię. Jeden zginą, a tym samym zła energia osłabiła się o jedną trzecią. To był dla niej znak, że pozostało tylko dwóch. Jeden stanął naprzeciwko niej. W polu widzenia. Wielka bestia ze skrzydłami jak nietoperza. Na każdej kończynie miała tylko trzy palce i, ostre jak diament, szpony.
- Podobno jesteś taka wielka - mówił.
- Aż taka jestem sławna?
- Na całym świcie - uśmiechnął się.
Potwór zaatakował ją. Zrobił wysoki skok i staną naprzeciwko niej. Jej głowa sięgała mu do klatki piersiowej. Zrobiła przewrót do tyłu i stanęła w gotowości. Potwór zaczął biec w jej stronę. Spróbowała podłożyć mu nogę, ale on zwinnie ją przeskoczył i uderzył od tyłu. Upadła na ziemię. W jej dłoni ukazała się broń. Dłuższa od sztyletu, ale krótsza od miecza. Bestia broniła się swoimi pazurami i czasami przeciął jej kawałek ubrania, a ona oddawała mu to przecięciem skóry. Ciosy były bardzo szybkie i mocne, wręcz niedostrzegalne. Kręcili się w kółko broniąc i atakując. Wreszcie Aleksandra odsunęła się.
- Co, poddajesz się? - uradował się.
Ona tylko uśmiechnęła się słodko i ukazała broń. Do samego rękojeścią była ona w krwi. Demonowi od razu znikł uśmiech z twarzy. Spojrzał na swoją lewą pierś. Była w niej dziura, przeszyła go na wylot. Rzekł tylko „A niech to!” o potem padł martwy. Jednocześnie poczuła, że cała energii zniknęła. A co z trzecim potworem? Uciekł? To nie było w ich stylu.
Pomiędzy kroplami uderzającymi o asfalt i kałuże, rozchodził się zupełnie inny dźwięk. Stawał się on coraz głośniejszy. Alex spojrzała w stronę zakrętu. Stała tak przez chwilę i zastanawiała się, co to może być. To na pewno nie człowiek i nie zwierze. Potwór też nie. A więc co? W tej chwili zza zakrętu wyjechał samochód terenowy. Dziewczyna bardzo dobrze widziała reflektory, które rozpraszały mgłę. Jechał on szybciej niż pozwalały przepisy, slalomem. Kierowca na pewno się upił lub zasnął. Aleksandra zbladła. Strach ją sparaliżował. Nie mogła uciec, odskoczyć, a nawet skulić się czy pokazać kierowcy, że stoi na drodze. Właśnie tak było, stała centralnie na środku jezdni i nie było możliwości, aby kierowca ją ominął. Zdołała przemóc się tylko do jednego ruchu. Kucnęła, a wtem wspomnienia wróciły. Pojawiły się nagle i równie szybko zniknęły, lecz to podwoiło jej paraliż, była zrozpaczona. Rękoma zasłoniła twarz. Mocno zamknęła powieki. Przygotowała się do najgorszego - mocnego uderzenia, które najprawdopodobniej odbije ją i poleci gdzieś pomiędzy drzewa. Samochód był już tylko sto metrów od niej, a i tak nie zwalniał. Był coraz bliżej i bliżej. Niespodziewanie ktoś ją objął. Położył dłonie na jej plecach i głowie. Mocno ją do siebie przycisnął. Poczuła lekki wstrząs. Auto przeleciało nad nimi i upadło na dach. Dziewczyna jeszcze przez chwilę nie mogła się ruszyć. W końcu uniosła błękitne oczy i spojrzała na Ksawerego. Usta lekko jej drgały.
- Wszystko w porządku? - spytał pomagając jej wstać.
- T… Tak - odpowiedziała w lekkim szoku - Dzięki.
Lekko się uśmiechnął. Delikatnie trzymał jej rękę na plecach. Mgła już zniknęła, ale deszcz wciąż lał niemiłosiernie. Pojawiły się także pioruny, a wraz z nimi grzmoty. Samochód leżał na całej szerokości jezdni. W środku nikogo nie było. Tylko ślady krwi prowadziły do lasu.
Po dziesięciu minutach znaleźli się już w hotelu. Łowczyni już otrzeźwiała. Weszła do pokoju, a tam Konrad rysował w swoim rysowniku. Ksawery rozpakowywał się, a Alex poszła się kąpać. Lodowate krople wody chłodziły jej ciało. Czuła łzy w oczach, lecz przeciwstawiła im się i żadna z nich nie wyleciała. W końcu już od bardzo, ale to bardzo wielu lat nie płakała. Chyba nawet zapomniała, jak to jest czuć słoną wodę na policzkach, którą wylały oczy.
 Konrad nie powiedział ani słowa odkąd wrócili. Zamyślony starannie rysował po kolejnych kartkach w swoim zeszycie. Demon przyglądał mu się uważnie, nawet z lekką ciekawością, co zdarzało mu się naprawdę rzadko.
- Co tak sumiennie rysujesz? - zagadną po pewnym czasie.
- Nie twoja sprawa - warknął.
- No weź, pokaż te swoje rysunki.
- Nie, daj mi spokój - powiedział, a potem uśmiechnął się do rysunku.
- Zaraz, zaraz. Ją rysujesz, prawda? Aleksandrę.
- Nie prawda!
- Jasne, jasne. Zarumieniłeś się, i to tak porządnie. A w ogóle patrzysz na ten rysunek zakochanym wzrokiem - uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie masz dowodów, że ją rysuję.
- Kogo? - zapytała Alex wychodząc z łazienki.
- Jejku, to ty piżamy nosisz? - powiedział to z niemałym zaskoczeniem Ksawery. Obejrzał ją od stóp do głowy. Na sobie miała błękitno-zielone piżamy złożone z zapinanej na guziki koszuli, z długimi rękawami i spodnie na gumkę, sięgające do kostek.
- W razie takich noclegów, to tak. Ale radziłabym ci się na mnie nie patrzeć. Jeszcze oślepniesz i co będzie? - słodko spytała Ksawerego siadając po turecku na skraju łóżka.
- Oj tam, oj tam - zlekceważył to. - Ale wiesz, że jej nie będziesz miał, co nie? - zwrócił się do chłopaka, specjalnie drążył ten temat, chciał pokazać swoją wyższość nad nim.
- Wiem… - odpowiedział zrezygnowanie.
- Ale kogo? - nie rozumiała nic Alex.
- Nie twoja sprawa, nie wtrącaj się - warknął na nią demon.
- Gdzie takim tonem? - zapytała rzucając w niego poduszką, a ta uderzyła go prosto w twarz.
- Nie oddam - odpowiedział dziecinnym głosem przytulając ją do piersi. - O! Wracając do tematu. Czy ty po mnie wróciłaś? - spytał podejrzliwie.
- Nie, poszłam na spacerek szukać kwiatuszków, wiesz? Co za głupie pytanie.
- Ale dlaczego poszłaś po mnie? Nie rozumiem tego.
- Też tego nie rozumiem - odpowiedziała obojętnie, a on uniósł jedną brew. - No, dobra. Poszłam po ciebie, bo jesteś mi potrzebny. Ktoś musi mi pomóc przeprowadzić Konrada przez Portugalię. Nie idziesz się kąpać? - specjalnie zmieniła temat. Dobrze widziała, że Ksawery mógłby go dalej drążyć. On lubił pogrążać ludzi.
- Później, albo jutro. Muszę pilnować poduszeczki - jeszcze mocniej ją przytulił i zaczął patrzeć na nich podejrzliwym wzrokiem, jakby chcieli mu ją zabrać.
- Jest tu jeszcze jedno łóżko. Mogę wziąć sobie nową. Ha!
- Nie możesz, bo już ją wziąłem - wyszczerzył swoje białe zęby.
- Co?! - wstała i poszła sprawdzić czy to prawda. - Cham.
- Taki właśnie jestem - zatrzepotał rzęsami.
- Dobra, dawaj poduszkę, bo idę spać. Jutro rano muszę wstać.
- Nie, nie oddam.
- Zabiorę ją siłą.
- Spróbuj - zachęcił.
Podeszła do jego łóżka i zaczęła sarkastycznie prosić. On mocno trzymał poduszkę przy piersi i zaprzeczał ruchem głowy. Aleksandra poddała się. Może przecież spać bez poduszki lub podłoży sobie śpiwór. Spojrzała na jego twarz. Na prawym policzku była długa, biała rysa. Ona mu to zrobiła. Uśmiechnęła się do niego słodko i położyła prawe kolan na skraju jego łóżka, zmarszczył brwi. Delikatnie położyła mu lewą dłoń na policzki, na którym była blizna. On wciąż patrzył w jej ciemnoniebieskie oczy. Czule przejechała mu nią po policzku. Jego uścisk rozluźnił się. Ona oderwała dłoń i szybko złapała poduszkę. Wyrwała mu ją. Położyła się na łóżku, a on wciąż był w szoku.
- Co to było?! - zapytał ocknąwszy się.
- Idź do łazienki, to zobaczysz - powiedziała nie otwierając oczu.
Ksawery zerwał się i szybko ruszył w kierunku łazienki. Spojrzał w lustro. Na jego prawym policzku nie było nawet śladu po dawnej ranie. Nie mogąc w to uwierzyć kilka razy dotknął tego miejsca, drapał i mył. Nic. Leniwie wyszedł z łazienki. Oparł się o futrynę i patrzył z lekko uniesionymi brwiami - był w szoku.
- Bez tego wyglądasz lepiej - przerwała dziwną, tajemniczą ciszę.
- Ale jak tyś…
- O co chodzi? - wtrącił Konrad, najwidoczniej zaciekawiony zaistniałą sytuacją.
- Aleksandra sprawiła, że zniknęła mi blizna z policzka, którą sama zrobiła.
- Dlaczego to zrobiłaś? Należało mu się - Ksawery spojrzał na niego złowrogim spojrzeniem. Konrad się skulił, a dziewczyna lekko uśmiechnęła.
- Tak wygląda seksowniej - obaj spojrzeli na nią, jak na wariatkę. - No co? Przecież żartowałam! Matko… - przewróciła oczami i znów ułożyła się do snu.
- Ale wciąż nie rozumiem, co ty zrobiłaś - mówił Ksawery.
- Co zniszczę - naprawię, co zeszpecę - upiększę, co zranię - uleczę.
- Ale…
- Dosyć, idę spać. Dobranoc.
- Nie nakrywasz się? - zdziwił się Konrad.
- Chyba żartujesz, jest ponad dwadzieścia stopni i mam się nakrywać? To po co się kapałam, żeby się spocić w nocy? 
Przejdź do: -Rozdział poprzedni: Rozdział 2. Spotkanie cz. 1 -Rozdział następny: Rozdział 2. Spotkanie cz. 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz