środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 6

                Następnego dnia Aleksandra wstała najwcześniej. Jeszcze słońce dobrze nie wyszło, a ona już była na nogach. Obaj jeszcze spali. Cicho się ubrała i próbowała wyjść, ale jedno małe skrzypnięcie i mężczyźni obudzili się.
                - Dokąd idziesz? - ożywił się Konrad.
                - Mam jedną sprawę do załatwienia. Zaraz wracam.
                - Idę z tobą! - wyskoczył z łóżka Ksawery.
                - Nie trzeba, naprawdę. To nie potrwa długo - przekonywała ich.
                - Nie masz nawet o czym gadać. Idziemy z tobą i koniec - zabrał głos Konrad.
                - No, dobra. Ale się zwijajcie.
                W mgnieniu oka obaj stanęli koło niej już gotowi. Zarzuciła plecak na bark i wyszła jako pierwsza. Na dworze wciąż były jeszcze kałuże. Nie było zbyt ciepło. Słońce schowało się za chmurami. Wilgoć unosiła w powietrzu.
                - Dokąd idziemy? - zapytał Konrad wesoło.
                - Zobaczysz.
                Zaprowadziła ich na skraj miasta. Znajdował się tam stary, opuszczony dom. Jeszcze zbudowany z samego drewna. W oknach nie było szyb, a liczne dziury ułatwiały wejście do środka. Nawet Ksawery był pod wrażeniem tego miejsca. Skrzypiąca podłoga zdawała się zaraz zawalić. Na końcu korytarza była klapa. Bez problemu się otworzyła. Do piekielnych ciemności prowadziły betonowe schody. Na dole Aleksandra wymacała włącznik światła. Zachowywała się, jakby była tutaj kiedyś mieszkała lub często przychodziła.
                Po schodach nastąpił kolejny korytarza. Tym razem wszystko było murowane, nawet sufit, więc nie zawaliłby się. Na końcu ziemnego korytarza były drzwi. Zwyczajne, drewniane drzwi. Bez najmniejszego oporu otworzyły się, a przed nimi ukazało się wnętrze pokoju. Podłoga wyłożona panelami, na suficie gustowna lampka. Przy lewej ścianie stało biurko. Było na nim mnóstwo papieru. Stał tam także kubeczek z ołówkami i długopisami.
                - Znam tylko jedną osobę, co stawia kroki tak spokojnie, a zarazem tak pewnie. A uwierzcie mi, że znam bardzo dużo ludzi - odezwał się męski głos z sąsiedniego pokoju oddzielonego białą zasłoną.
                Z tego pokoju wyszedł osiwiały mężczyzna. Trzymał w dłoni gruby segregator i przewracał kartkami w poszukiwaniu czegoś. Jego oczy zza okularów tylko zerkały na zawartość danej strony.
                - Cześć, Albert - przywitała go energicznie. - Dostałeś mój list?
                - Ależ oczywiście, że dostałem. Twoje zamówienie jest już gotowe. Choć ze mną na zaplecze - zrobił gest ręką.
                Nie wchodzili w głąb pomieszczenia. Tuż przy wejściu znajdowała się tablica, a na niej papiery A4 z rysunkami. Wszystkie przedstawiały jeden typ kobiety lub mężczyzny w innych strojach. Albert oderwał jeden z rysunków i podał jej.
                - Jejku, to jest świetne! - uśmiechnęła się z satysfakcją.
                - Cieszę się, że ci się podoba. W sumie to wiem, jaki masz styl, co lubisz, więc pozwoliłem sobie już zrobić te ubrania - mówił wychodząc z zaplecza, a ona za nim. Zasiadł przy biurku, a Aleksandra stanęła po drugiej stronie lady.
                - Jesteś niezwykły! - w uśmiechu pokazała białe zęby.
                - Dla tak piękniej kobiety - wszystko - odpowiedział w uśmiechu.
                - Przesadzasz. Aż tak piękna nie jestem. A gdyby nie twój wspaniały talent, to wyglądałabym jeszcze gorzej - oboje się zaśmiali.
                Konrad przez cały czas nic nie mówił. Stał spokojnie i oglądał wnętrze. Najbardziej zafascynowała go maszyna do szycia. Nie wie, ale Albert sam ją zbudował, a raczej zaprojektował, bo do budownictwa nie ma smykałki. Spojrzał na Ksawerego. Jego kamienna twarz nie wyrażała żadnych uczuć, lecz w oczach ujrzał gniew. Spojrzał na jego dłonie, zaciskały się w pięść. Tak mocno, że wyraźnie widział każdą żyłę. Spojrzał tam, gdzie patrzyły jego oczy - na Aleksandrę. Dopiero wtedy zaczął słyszeć, o czym rozmawiają. Albert flirtował z nią. Ona też to robiła, ale widział, że niechętnie. Młody chłopak uświadomił sobie, że Ksawery jest o nią zazdrosny. Czy to możliwe? On sam czuł zazdrość wczorajszego wieczoru, gdy dotykała jego policzka. Ale on?! Ten zimno duszny demon? W jego lodowatym, kamiennym sercu miało znaleźć się miejsce dla tej pięknej kobiety? Nie, to nie możliwe.
                - Dobra, koniec tej pogawędki, bo zaraz chłopaki mi się na śmierć zanudzą - spojrzała na nich.
                - A kto to jest?
                - Ten z prawej to Konrad, a ten z lewej to Ksawery.
                - Ksawery? Ten Ksawery? - Aleksandra przytaknęła głową. - Słuchaj, no, ty. Jeżeli tylko coś jej zrobisz, zranisz czy coś. To obiecuję, że mnie popamiętasz. Radzę ci te słowa zapamiętać, bo nie rzucam ich na wiatr - groził mu długopisem, a następnie zmienił ton na bardzo miły i sympatyczny. - No, a teraz zamówienie.
                Starzec wyją spod biurka czarny plecak jednoramienny. Usiadł wygodnie, gdy przypomniał sobie jeszcze o jednym. Wyciągnął pudełko na buty. Dopiero wtedy usiadł wygodnie na fotelu.
                - Co to jest? - zapytała biorąc pudełko do rąk.
                - O nie, nie, nie. Otwórz je dopiero w domu czy gdzie się tam zatrzymaliście. To prezent na twoje urodziny.
                - Pamiętałeś? Jejku, dziękuję - uśmiechnęła się jeszcze szczerzej. - A ile jestem ci winna za to?
                - Dostajesz to ode mnie za darmo.
                - Nie, nie mogę tego tak o przyjąć.
                - Nie ma nawet mowy o odmowie. Nie przyjmuję zwrotu! - zaplótł ręce na piersi i przybrał minę nadąsanego.
                - No, dobra - odpowiedziała niechętnie i wzięła plecak. - Jeszcze raz dzięki.
                - Dobra, dobra. A teraz idźcie, bo mam masę pracy.
                Nawet się nie pożegnali i wyszli. Mężczyźni byli cicho, dopóty nie wyszli na świeże powietrze.
                - Co to jest? - zapytał Konrad doganiając dziewczynę.
                - Ciuchy. U niego są najlepsze, najwytrzymalsze, najwygodniejsze. Robię u niego specjalne zamówienia, gdyż wszędzie poukrywana jest broń. 
                - Masz dzisiaj urodziny? - zdziwił się Konrad.
                - Ona ma dwudziestego lipca urodziny - wtrącił Ksawery. Aleksandra zatrzymała się, odwróciła i spojrzała na niego.
                - Wiesz kiedy mam urodziny?
                - No pewnie. Od naszego pierwszego spotkania wiedziałem. A ty wiesz kiedy ja mam?
                - Dwudziesty drugi lipca. I co? Zatkało kakao?
                - Kakao nie zatyka, bo się je połyka.
                - Uważaj, żebyś przypadkiem się nim nie zakrztusił. Dobra, chodźcie, muszę się przebrać. Uwaga, może mi to długo zająć.
                - Kobiety - westchną cicho Ksawery.
                Wróciwszy do pokoju Aleksandra od razu zajęła łazienkę. Zanim to jednak zrobiła powiedziała, że jeżeli im się nudzi, mogą z jej płaszcza powyciągać całą broń. Ksawery od razu odparł, że tego nie zrobi, ale Konrad wziął się do pracy bardzo chętnie.
                - Tylko się nie skalecz! - krzyknęła w momencie, gdy chłopak skaleczył się w palec.
                - Powiedziałaś to za późno! - odkrzyknął Ksawery z niemałą satysfakcją i szczerym uśmiechem na twarzy.
                - Nie moja wina!
                - Jasne - odpowiedział cicho.
                Dopiero po dwudziestu minutach Alex wyszła ubrana w swój nowy strój.
                - I jak? - zapytała rozkładając ręce.
                Demon usiadł na łóżku, koło Konrada. Obaj patrzyli z podziwem na nowy wizerunek łowczyni. Wyglądała ona zupełnie inaczej. Ciemnozielona koszula w kratę, z czarnymi paskami, była włożona w morowe spodnie sięgające do samych kostek. Koszula miała długie rękawy, ale w każdej chwili było można je podwinąć i spiąć, aby nie spadały. Zapinana na czarne guziki i z ładnie ułożonym kołnierzykiem. Włosy wysoko związane, lekko falujące. Prosta grzywka, która idąc do lewej strony stawała się coraz dłuższa. Cień do powiek jeszcze bardziej się wzmocnił, lekko błyszczał.
                - Wow - powiedzieli na raz.
                - Można rozwinąć odpowiedź?
                - Wyglądasz… super - spojrzał w jej granatowe oczy.
                - Zgadzam się z Ksawerym. Wyglądasz olśniewająco, przepięknie.
                - Nie fantazjujesz zbytnio? Gdybym miała na sobie sukienkę, to ok. Ale zwykłe ciuchy? Bez przesady.
                - A buty? - przypomniał demon.
                - Aa… Buty - rozejrzała się w koło.
                - Na łóżku - pokazał.
                - Dzięki.
                Usiadła wygodnie na łóżku i wzięła pudełko. Spokojnie je otworzyła, a odkładając wieczko aż otworzyła usta z podziwu. W środku znajdowały się czarne, wojskowe buty. Wyglądały one na mocne i solidne. Ich wysokość sięgała aż powyżej kostek. Prawdziwa skóra świeciła w oczach. Bez chwili zwłoki założyła je na nogi.
                - To co? Idziemy dalej?

                Odpowiedzi była nieoczekiwana. Aleksandra automatycznie wzięła swoje rzeczy i wyszła z pokoju uszczęśliwiona. Mężczyźni podążyli w ślad za nią.


Przejdź do:
-Rozdział poprzedni:
Rozdział 2. Spotkanie cz. 2

-Rozdział następny:
Rozdział 3. Hirostia cz. 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz