niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 9

     Chłopakom nie spodobało się, że demon przyłączył się do nich, ale nie mogli go tak po prostu wyprosić. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Według Andrewa i Konrada była ona tak gęsta, że było można ją ciąć nożem, ale dla Alex i Ksawerego była nawet sympatyczna, taka dla chwili odpoczynku, odprężenia.
     - Alex, a skoro tak wędrujemy, to możesz mi coś więcej o sobie opowiedzieć? - przerwał ciszę Konrad.
     - Jasne - powiedziała, a potem westchnęła przeciągle. - Ale co chcesz wiedzieć, bo było tego trochę.
     - No to może wytłumacz to, gdy byłaś u tego króla i gdy pokonałaś jego syna. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w takim wieku pokonałaś królewskiego syna.
     - Hahaha! - zaśmiała się Alex. - Żaden z niego rycerze nie był. Musisz wiedzieć, że zdarzały się dwa typy królów. Jedni to byli wojacy, urodzeni królowie, we krwi mieli władzę, rządzenie innymi.
     - A drudzy to byli artyści, poeci, pisarze, zajmowali się samą nauką. Żadni z nich byli rycerze, wręcz przeciwnie. Rzadko któremu udawało się miecz utrzymać w ręku - wtrącił znagla Ksawery, jakby przypomniawszy sobie tamte czasy.

     - Ma rację. Tak właśnie było, a syn króla to był właśnie taki artysta. Jedynie miecz potrafił utrzymać w ręce i trochę nim machać, nic poza tym. Byłam wtedy mała, a on miał nade mną przewagę wiekową, siłową oraz większe doświadczenie. Jednak w mojej rodzinie panował zwyczaj, że dziewczęta także uczyło się szermierki, nie takiej zaawansowanej, ale takiej do samoobrony. Dlatego było mi trochę ciężko, ale udało się - uśmiechnęła się promiennie.
     - A co było potem?
     - Już ci mówiłam. Moi rodzice wygonili mnie z domu. Postanowiłam zaszyć się gdzieś w górach. Nawet nie pamiętam, gdzie zamieszkałam, to było takie spontaniczne, że nie zwracałam uwagi, dokąd idę i tak jakoś wyszło.
     - A demony? - także zainteresował się Andrew. - Jak to z nimi było?
     - Cóż, wyczuwałam je odkąd sięgam tylko pamięcią. Czułam ich obecność wkoło siebie, lecz wtedy nie miałam pojęcia, że to demony. Dopiero gdy zostałam wywalona z domu i po raz pierwszy zabiłam takiego człowieka, przekonałam się, kim są naprawdę. Miałam wtedy około trzynastu lat.
     - A opowiedz dokładnie jak spotkałaś swoich rodziców - wtrącił Konrad.
     - Opowiem wam jak to było po tym moim wygnaniu. Ok? Wszystko po kolei. Więc w wieku trzynastu lat zabiłam pierwszego demona. Zrobiłam to zupełnie przez przypadek, ponieważ bawiłam się w rzucanie nożami, gdy nagle trafiłam skradającą się za mną osobę. Ta zamieniła swoją postać w tą demoniczną i potem umarła. Dobrze, że trafiłam od razu w serce, bo inaczej byłoby po mnie. Właśnie wtedy zrozumiałam, kim tak naprawdę są te osoby, od których czułam tą dziwną energię. Na początku bałam się ich, lecz wkrótce potem poszłam z tym do biskupa, który opowiedział mi o różnych demonach. Powiedział mi, że to niezwykły dar, iż mogę wyczuwać te istoty i że muszę go wykorzystać. Opłacił mi wyjazd do Japonii, gdzie uczyłam się najprzeróżniejszych sztuk walki oraz posługiwania się różnymi broniami. I tak krążyłam po całym świecie ucząc się różnych typów walki oraz ogólnie uczyłam się geografii. W wieku dwudziestu lat udałam się do Rzymu, aby spotkać się z papieżem. Miałam tam gościć jakieś trzy miesiące, aby dobrze się z nim zapoznać. Już miesiąc po przybyciu tam, na Watykanie często wyczuwałam bardzo dziwną, nietypową energię, ale o wiele intensywniejszą od innych. Wreszcie zaczęłam rozpoznawać tego człowieka i pewnego dnia poszłam za nim. Szedł w stronę obrzeż miasta. Miałam już całkowitą pewność, że to od niego emanuje taka silna energia. Pomyślałam, że musi być kimś ważnym i potężnym, więc gdy tylko weszliśmy z pola widzenia, zaatakowałam go. Jego pozaziemska postać była dziwna, mieszana. Skrzydła były anielskie, lecz końcówki podpalone i poszarpane. Biała szata poplamiona krwią, wkoło niego nie było żadnego świętego blasku, tylko ciemność. Uznałam go za demona, więc zabiłam bez skrępowania, gdy nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłam obezwładniona, nie miałam siły się podnieść. Czułam jak oczy mi się palą, jak coś wypala je od środka. To był taki straszny ból, że miałam ochotę je sobie wydłubać, aby tylko przestało parzyć. Po tym wróciłam z powrotem na Watykan i opowiedziałam o tym papieżowi, który wytłumaczył mi, co się tak naprawdę stało. Jakieś dwa tygodnie po przyjeździe do Rzymu podpisałam z kościołem Rzymsko-katolickim pakt, na którego mocy miałam zabijać demony w imię Boga, przez co zabijałam je bezpowrotnie.
     - Jak to „bezpowrotnie”? - przerwał jej Andrew.
     - Przedtem, gdy je zabijałam, to miały możliwość pojawienia się z powrotem na Ziemi, ale gdy zawarłam pakt z kościołem i zabijałam je w imię Boga, to wracały do tych podziemi bezpowrotnie. No, i papież wtedy wytłumaczył mi, że tak naprawdę to zabiłam anioła. Oboje wiedzieliśmy, że był to już upadły, lecz w jego sercu wciąż tliła się ta iskierka dobra, przez co zostałam przeklęta wiecznym życiem. Rok później wróciłam do Polski. Właśnie do moich okolic, gdzie się wychowałam. Chodziłam po jakimś miasteczku, gdy usłyszałam czyjś krzyk. Bezzwłocznie udałam się w tamtą stronę. Był tam demon, który nie miał zamiaru się ukrywać. Po zabiciu go spojrzałam w oczy ludziom, których ocaliłam. Wszędzie poznałabym te granatowe oczy ojca i smutne oczy matki. Oni także mnie rozpoznali. Rzucili mi się naszyję, przytulając z całej siły i całując mnie po twarzy, gdy odezwała się do mnie przeszłość. Odepchnęłam ich od siebie i powiedziałam, że ja nie mam rodziców, a potem poszłam sobie, jak gdyby nigdy nic.
     Zapanowała cisza. Konrad i Andrew zawzięcie rozprawiali w myślach opowieść Alex, a ona sama przypominała sobie te wszystkie sceny z życia, których tak dawno nie wspominała, a mimo to utkwiły w jej sercu z najdrobniejszymi szczegółami, wciąż odczuwała tamte emocje, wciąż żałowała, że nigdy więcej ich nie spotkała. Ksawery zaś beznamiętnie słuchał całej historii Alex, która nie poruszyła go w najmniejszym stopniu.
     Wreszcie Andrew i Konrad zgłodnieli, więc oboje poszli przygotować jakąś kolację. Pozostała dwójka zapatrzona była w zapartym tchem na horyzont, za którym było widać już tylko połowę pomarańczowej kuli, która tonęła w delikatnych falach jeziora pozostawiając na powierzchni złotawy ślad.
     - A jak było z tobą? - zapytała wreszcie Alex nie odrywając wzroku od tak dawno nie spotykanego zjawiska. Ksawery spojrzał na nią przelotnie, lekko zdziwiony jej pytaniem, lecz postanowił sobie, że odpowie.
     - Cóż, moja matka była człowiekiem, a tata demonem. Ojciec zostawił nas, gdy miałem jakiś rok. Dwa lata po tym moja matka spostrzegła, że coś jest ze mną nie tak i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jestem demonem. Kilkakrotnie próbowała mnie zabić. Żadnym razem jej się nie udawało, dzielnie się broniłem.
     - Broniłeś?
     - Tak. Demony jako dzieci mają wbudowany taki system alarmowy. Wiedzą, kiedy ktoś chce ich skrzywdzić, wyczuwają jego złe intencje, które dodają mu siły i energii, przez co stają się silniejsze od atakującego i są w stanie przewidzieć jego każdy ruch. No dobrze, wracając do mojej historii. Po sześciu nieudanych próbach moja mama oszalała. Miałem wtedy pięć lat. Ona trafiła do psychiatryka, a ja do domu dziecka, no wtedy to był sierociniec, ale to raczej nie ma większego znaczenia. Tam innym nie było ze mną za dobrze, ponieważ jako demon napawałem się czyimś cierpieniem, strachem, złym samopoczuciem, smutkiem, dlatego starałem się uzyskać tego jak najwięcej i stałem się postrachem wśród dzieci. Uczyłem się dobrze i gdy tylko skończyłem osiemnaście lat, to chciałem zostać lekarzem. Nie, odkąd tylko głębiej dowiedziałem się, czym zajmuje się lekarz, to od razu chciałem nim zostać. Praktykowałem tamte metody lecznicza, czy jak to się tam mówiło w tamtych czasach i trochę tego umiałem. Gdy skończyłem trzydzieści lat, to odwiedziłem moją mamę w szpitalu. Nie poznała mnie na początku, ale gdy tylko mnie poznała, to wpadła w szał histerii. Reszta mojego życia kręciła się w koło medycyny. Pojawiały się coraz to nowsze środki lecznicza, chirurgiczne, nowe choroby, więc wszystko to studiowałem. Ale wiesz? Zdaje mi się, a raczej wiem na pewno, że studiowałem medycynę tylko dlatego, że kręciła mnie krew, dalej mnie kręci. Jako demon mam upodobania w rzeczach, o których przeciętny człowiek nawet by nie pomyślał. Najbardziej to chciałem zostać chirurgiem i teraz wiem dlaczego. Potem zostałem zaproszony na ten bal i poznałem ciebie. Oboje wiemy, co się wtedy wydarzyło. A potem moje życie kręciło się jak twoje. Cały czas podróżowałem, zdobywałem nową wiedzę i tak dalej, i tak dalej.
     - No, to nie miałeś za ciekawego dzieciństwa.
     - Nie, nie miałem.
     - Przykro mi.
     - Daj spokój - machną niedbale ręką.
     Nagle Aleksandra zaczęła się śmiać, a Ksawery spojrzał na nią z niemałym zdziwieniem.
     - Z czego tak się śmiejesz?
     - Przypomniało mi się, jak pokłóciliśmy się, gdy obudziliśmy się w tym zakonie. Nie dość, że darliśmy się na cały budynek, to jeszcze pobiliśmy się nie na żarty. Pamiętasz?
     - Jakże miałbym zapomnieć. Wtedy po raz pierwszy cię pokochałem, znaczy pokonałem - poprawił się szybko i zaczął się śmiać dla niepoznaki.
     Po tych słowach zapanowała cisza. I znów ich wzrok utkwił w tym pomarańczowym słońcu, które za każdym razem stawało się jeszcze bardziej piękne i olśniewające. Ksawery jednak mimo woli spojrzał na Alex. Jej włosy delikatnie falowały pod wpływem uderzającego ją w twarz wiatru, oczy odbijały światło jak lustro. Promienie słoneczne rozświetlały jej twarz, lśniła niczym diamenty o lekko pomarańczowej barwie. Na policzkach zagościły delikatne rumieńce, usta wygięły się w zafascynowany uśmiech. Wiecznie młoda twarz, wiecznie twarz dwudziestolatki wydawała mu się być najdrogocenniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. Serce zabiło mu mocniej, opanowała go dziwna radość. Nie taką, którą czuł, kiedy wyrządził komuś jakąś krzywdę lub widział czyjeś cierpienia, nie, była spowodowała jej widokiem, jej bliskością i ciepłem emanującym od niej. Tak, to był coś więcej niż zwykła radość. W jednej chwili poczuł, że powinien jej o tym powiedzieć i już otworzył usta, aby rzec coś, gdy usłyszał za plecami.
     - Idziecie jeść? - krzyknął do nich Konrad.
     - Ja idę! - odpowiedziała błyskawicznie Aleksandra i w mgnieniu oka poderwała się na równe nogi.

     Demon jeszcze raz spojrzał na horyzont. Słońce już całkowicie zniknęło, po jego bycie pozostały tylko różowe ślady na chmurach, które pomalutku odlatywały w dal. Spuścił głowę, zamknął z całej siły powieki, zęby groźnie wyszły mu na wierzch zlewające się w jedną całość pod wpływem mocno zaciśniętej szczęki. Żyły u rąk powychodziły mu na wierzch, pięści delikatnie trzęsły się ze złości. Zaczynał tracić panowanie nad sobą, długie pazury powychodziły mu na wierzch, wszystkie zęby zmieniły się w kły. Jeszcze chwila, a zupełnie się przemieni. W jednej chwili przypomniał sobie jej cudowną postać podczas tamtego dnia, kiedy spotkał ją po raz pierwszy, odetchnął głęboko i przełknął ślinę - znów był sobą. 
     Chwila słabości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz