Chłopakom nie
spodobało się, że demon przyłączył się do nich, ale nie mogli go tak po prostu
wyprosić. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Według Andrewa i Konrada była
ona tak gęsta, że było można ją ciąć nożem, ale dla Alex i Ksawerego była nawet
sympatyczna, taka dla chwili odpoczynku, odprężenia.
- Alex, a skoro tak
wędrujemy, to możesz mi coś więcej o sobie opowiedzieć? - przerwał ciszę
Konrad.
- Jasne -
powiedziała, a potem westchnęła przeciągle. - Ale co chcesz wiedzieć, bo było
tego trochę.
- No to może
wytłumacz to, gdy byłaś u tego króla i gdy pokonałaś jego syna. Jakoś nie chce
mi się wierzyć, że w takim wieku pokonałaś królewskiego syna.
- Hahaha! - zaśmiała
się Alex. - Żaden z niego rycerze nie był. Musisz wiedzieć, że zdarzały się dwa
typy królów. Jedni to byli wojacy, urodzeni królowie, we krwi mieli władzę,
rządzenie innymi.
- A drudzy to byli
artyści, poeci, pisarze, zajmowali się samą nauką. Żadni z nich byli rycerze,
wręcz przeciwnie. Rzadko któremu udawało się miecz utrzymać w ręku - wtrącił
znagla Ksawery, jakby przypomniawszy sobie tamte czasy.
- Ma rację. Tak
właśnie było, a syn króla to był właśnie taki artysta. Jedynie miecz potrafił
utrzymać w ręce i trochę nim machać, nic poza tym. Byłam wtedy mała, a on miał
nade mną przewagę wiekową, siłową oraz większe doświadczenie. Jednak w mojej
rodzinie panował zwyczaj, że dziewczęta także uczyło się szermierki, nie takiej
zaawansowanej, ale takiej do samoobrony. Dlatego było mi trochę ciężko, ale
udało się - uśmiechnęła się promiennie.
- A co było potem?
- Już ci mówiłam.
Moi rodzice wygonili mnie z domu. Postanowiłam zaszyć się gdzieś w górach.
Nawet nie pamiętam, gdzie zamieszkałam, to było takie spontaniczne, że nie
zwracałam uwagi, dokąd idę i tak jakoś wyszło.
- A demony? - także
zainteresował się Andrew. - Jak to z nimi było?
- Cóż, wyczuwałam je
odkąd sięgam tylko pamięcią. Czułam ich obecność wkoło siebie, lecz wtedy nie
miałam pojęcia, że to demony. Dopiero gdy zostałam wywalona z domu i po raz
pierwszy zabiłam takiego człowieka, przekonałam się, kim są naprawdę. Miałam
wtedy około trzynastu lat.
- A opowiedz
dokładnie jak spotkałaś swoich rodziców - wtrącił Konrad.
- Opowiem wam jak to
było po tym moim wygnaniu. Ok? Wszystko po kolei. Więc w wieku trzynastu lat
zabiłam pierwszego demona. Zrobiłam to zupełnie przez przypadek, ponieważ
bawiłam się w rzucanie nożami, gdy nagle trafiłam skradającą się za mną osobę.
Ta zamieniła swoją postać w tą demoniczną i potem umarła. Dobrze, że trafiłam
od razu w serce, bo inaczej byłoby po mnie. Właśnie wtedy zrozumiałam, kim tak
naprawdę są te osoby, od których czułam tą dziwną energię. Na początku bałam
się ich, lecz wkrótce potem poszłam z tym do biskupa, który opowiedział mi o
różnych demonach. Powiedział mi, że to niezwykły dar, iż mogę wyczuwać te
istoty i że muszę go wykorzystać. Opłacił mi wyjazd do Japonii, gdzie uczyłam
się najprzeróżniejszych sztuk walki oraz posługiwania się różnymi broniami. I
tak krążyłam po całym świecie ucząc się różnych typów walki oraz ogólnie
uczyłam się geografii. W wieku dwudziestu lat udałam się do Rzymu, aby spotkać
się z papieżem. Miałam tam gościć jakieś trzy miesiące, aby dobrze się z nim
zapoznać. Już miesiąc po przybyciu tam, na Watykanie często wyczuwałam bardzo
dziwną, nietypową energię, ale o wiele intensywniejszą od innych. Wreszcie
zaczęłam rozpoznawać tego człowieka i pewnego dnia poszłam za nim. Szedł w
stronę obrzeż miasta. Miałam już całkowitą pewność, że to od niego emanuje taka
silna energia. Pomyślałam, że musi być kimś ważnym i potężnym, więc gdy tylko
weszliśmy z pola widzenia, zaatakowałam go. Jego pozaziemska postać była
dziwna, mieszana. Skrzydła były anielskie, lecz końcówki podpalone i
poszarpane. Biała szata poplamiona krwią, wkoło niego nie było żadnego świętego
blasku, tylko ciemność. Uznałam go za demona, więc zabiłam bez skrępowania, gdy
nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłam obezwładniona, nie miałam siły
się podnieść. Czułam jak oczy mi się palą, jak coś wypala je od środka. To był
taki straszny ból, że miałam ochotę je sobie wydłubać, aby tylko przestało
parzyć. Po tym wróciłam z powrotem na Watykan i opowiedziałam o tym papieżowi,
który wytłumaczył mi, co się tak naprawdę stało. Jakieś dwa tygodnie po
przyjeździe do Rzymu podpisałam z kościołem Rzymsko-katolickim pakt, na którego
mocy miałam zabijać demony w imię Boga, przez co zabijałam je bezpowrotnie.
- Jak to
„bezpowrotnie”? - przerwał jej Andrew.
- Przedtem, gdy je
zabijałam, to miały możliwość pojawienia się z powrotem na Ziemi, ale gdy
zawarłam pakt z kościołem i zabijałam je w imię Boga, to wracały do tych
podziemi bezpowrotnie. No, i papież wtedy wytłumaczył mi, że tak naprawdę to
zabiłam anioła. Oboje wiedzieliśmy, że był to już upadły, lecz w jego sercu
wciąż tliła się ta iskierka dobra, przez co zostałam przeklęta wiecznym życiem.
Rok później wróciłam do Polski. Właśnie do moich okolic, gdzie się wychowałam.
Chodziłam po jakimś miasteczku, gdy usłyszałam czyjś krzyk. Bezzwłocznie udałam
się w tamtą stronę. Był tam demon, który nie miał zamiaru się ukrywać. Po
zabiciu go spojrzałam w oczy ludziom, których ocaliłam. Wszędzie poznałabym te
granatowe oczy ojca i smutne oczy matki. Oni także mnie rozpoznali. Rzucili mi
się naszyję, przytulając z całej siły i całując mnie po twarzy, gdy odezwała się
do mnie przeszłość. Odepchnęłam ich od siebie i powiedziałam, że ja nie mam
rodziców, a potem poszłam sobie, jak gdyby nigdy nic.
Zapanowała cisza.
Konrad i Andrew zawzięcie rozprawiali w myślach opowieść Alex, a ona sama
przypominała sobie te wszystkie sceny z życia, których tak dawno nie
wspominała, a mimo to utkwiły w jej sercu z najdrobniejszymi szczegółami, wciąż
odczuwała tamte emocje, wciąż żałowała, że nigdy więcej ich nie spotkała.
Ksawery zaś beznamiętnie słuchał całej historii Alex, która nie poruszyła go w
najmniejszym stopniu.
Wreszcie Andrew i
Konrad zgłodnieli, więc oboje poszli przygotować jakąś kolację. Pozostała
dwójka zapatrzona była w zapartym tchem na horyzont, za którym było widać już
tylko połowę pomarańczowej kuli, która tonęła w delikatnych falach jeziora
pozostawiając na powierzchni złotawy ślad.
- A jak było z tobą?
- zapytała wreszcie Alex nie odrywając wzroku od tak dawno nie spotykanego
zjawiska. Ksawery spojrzał na nią przelotnie, lekko zdziwiony jej pytaniem,
lecz postanowił sobie, że odpowie.
- Cóż, moja matka
była człowiekiem, a tata demonem. Ojciec zostawił nas, gdy miałem jakiś rok.
Dwa lata po tym moja matka spostrzegła, że coś jest ze mną nie tak i dopiero
wtedy uświadomiła sobie, że jestem demonem. Kilkakrotnie próbowała mnie zabić.
Żadnym razem jej się nie udawało, dzielnie się broniłem.
- Broniłeś?
- Tak. Demony jako
dzieci mają wbudowany taki system alarmowy. Wiedzą, kiedy ktoś chce ich
skrzywdzić, wyczuwają jego złe intencje, które dodają mu siły i energii, przez
co stają się silniejsze od atakującego i są w stanie przewidzieć jego każdy
ruch. No dobrze, wracając do mojej historii. Po sześciu nieudanych próbach moja
mama oszalała. Miałem wtedy pięć lat. Ona trafiła do psychiatryka, a ja do domu
dziecka, no wtedy to był sierociniec, ale to raczej nie ma większego znaczenia.
Tam innym nie było ze mną za dobrze, ponieważ jako demon napawałem się czyimś
cierpieniem, strachem, złym samopoczuciem, smutkiem, dlatego starałem się
uzyskać tego jak najwięcej i stałem się postrachem wśród dzieci. Uczyłem się
dobrze i gdy tylko skończyłem osiemnaście lat, to chciałem zostać lekarzem.
Nie, odkąd tylko głębiej dowiedziałem się, czym zajmuje się lekarz, to od razu
chciałem nim zostać. Praktykowałem tamte metody lecznicza, czy jak to się tam
mówiło w tamtych czasach i trochę tego umiałem. Gdy skończyłem trzydzieści lat,
to odwiedziłem moją mamę w szpitalu. Nie poznała mnie na początku, ale gdy
tylko mnie poznała, to wpadła w szał histerii. Reszta mojego życia kręciła się
w koło medycyny. Pojawiały się coraz to nowsze środki lecznicza, chirurgiczne,
nowe choroby, więc wszystko to studiowałem. Ale wiesz? Zdaje mi się, a raczej
wiem na pewno, że studiowałem medycynę tylko dlatego, że kręciła mnie krew,
dalej mnie kręci. Jako demon mam upodobania w rzeczach, o których przeciętny
człowiek nawet by nie pomyślał. Najbardziej to chciałem zostać chirurgiem i
teraz wiem dlaczego. Potem zostałem zaproszony na ten bal i poznałem ciebie. Oboje
wiemy, co się wtedy wydarzyło. A potem moje życie kręciło się jak twoje. Cały
czas podróżowałem, zdobywałem nową wiedzę i tak dalej, i tak dalej.
- No, to nie miałeś
za ciekawego dzieciństwa.
- Nie, nie miałem.
- Przykro mi.
- Daj spokój - machną
niedbale ręką.
Nagle Aleksandra
zaczęła się śmiać, a Ksawery spojrzał na nią z niemałym zdziwieniem.
- Z czego tak się
śmiejesz?
- Przypomniało mi
się, jak pokłóciliśmy się, gdy obudziliśmy się w tym zakonie. Nie dość, że
darliśmy się na cały budynek, to jeszcze pobiliśmy się nie na żarty. Pamiętasz?
- Jakże miałbym
zapomnieć. Wtedy po raz pierwszy cię pokochałem, znaczy pokonałem - poprawił
się szybko i zaczął się śmiać dla niepoznaki.
Po tych słowach
zapanowała cisza. I znów ich wzrok utkwił w tym pomarańczowym słońcu, które za
każdym razem stawało się jeszcze bardziej piękne i olśniewające. Ksawery jednak
mimo woli spojrzał na Alex. Jej włosy delikatnie falowały pod wpływem
uderzającego ją w twarz wiatru, oczy odbijały światło jak lustro. Promienie
słoneczne rozświetlały jej twarz, lśniła niczym diamenty o lekko pomarańczowej
barwie. Na policzkach zagościły delikatne rumieńce, usta wygięły się w
zafascynowany uśmiech. Wiecznie młoda twarz, wiecznie twarz dwudziestolatki
wydawała mu się być najdrogocenniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. Serce
zabiło mu mocniej, opanowała go dziwna radość. Nie taką, którą czuł, kiedy
wyrządził komuś jakąś krzywdę lub widział czyjeś cierpienia, nie, była
spowodowała jej widokiem, jej bliskością i ciepłem emanującym od niej. Tak, to
był coś więcej niż zwykła radość. W jednej chwili poczuł, że powinien jej o tym
powiedzieć i już otworzył usta, aby rzec coś, gdy usłyszał za plecami.
- Idziecie jeść? -
krzyknął do nich Konrad.
- Ja idę! -
odpowiedziała błyskawicznie Aleksandra i w mgnieniu oka poderwała się na równe
nogi.
Demon jeszcze raz
spojrzał na horyzont. Słońce już całkowicie zniknęło, po jego bycie pozostały
tylko różowe ślady na chmurach, które pomalutku odlatywały w dal. Spuścił
głowę, zamknął z całej siły powieki, zęby groźnie wyszły mu na wierzch
zlewające się w jedną całość pod wpływem mocno zaciśniętej szczęki. Żyły u rąk
powychodziły mu na wierzch, pięści delikatnie trzęsły się ze złości. Zaczynał
tracić panowanie nad sobą, długie pazury powychodziły mu na wierzch, wszystkie
zęby zmieniły się w kły. Jeszcze chwila, a zupełnie się przemieni. W jednej
chwili przypomniał sobie jej cudowną postać podczas tamtego dnia, kiedy spotkał
ją po raz pierwszy, odetchnął głęboko i przełknął ślinę - znów był sobą.
Chwila słabości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz