Następnego dnia łowczynię obudziły promienie słoneczne, które delikatnie
wchodziły poprzez ściany namiotu. Rześkie powietrze drażniło jej nozdrza, a
dłonie były całe zmarznięte. Ziewnęła przeciągle i poprawiła swoje włosy. Przez
chwilę siedziała nieprzytomna, lecz szybko się otrząsnęła. Spokojnie, cicho i
zwinnie wyszła z namiotu. Zauważyła, że Konrad jeszcze śpi w najlepsze. Uśmiechnęła
się pod nosem. Rozbili swoje namioty niedaleka małego miasteczka, na maleńkiej
polance w lesie. Nagle poczuła przeszywający ją ból. Zgięła się w pół, upadła
na kolana i usiadła na nich.
Ból nie ulegał zmianie, cały czas bolało równie mocno. Coś było w tych
pociskach nie tak. Już wiele razy zdarzało jej się oberwać kulkę, lecz
następnego dnia rana zawsze się goiła, ale przed tym kule same się „wyciągały”
z ciała. Teraz coś było nie tak. Poczuła ciepłą ciecz na plecach, którą wchłaniała
koszula oraz pomalutku spływała coraz niżej. Spuściła głowę, na czole pojawiły
się krople potu. Najgorsze było to, że nie mogła się sama opatrzyć, ponieważ
rany były na plecach. Chciała zawołać Konrada, ale głos jej się załamywał. Był
piszczący i ledwo sama go słyszała.
Nagle usłyszała czyjeś kroki, wszędzie poznałaby ten charakterystyczny
odgłos jego butów i rżący śmiech. Gwałtownie obejrzała się za siebie, ale
szybko tego pożałowała. Ogromna, zabierająca oddech fala bólu przeszła po jej
ciele. Mimo woli krzyknęła i upadła na bok. Usłyszała jak ktoś woła jej imię, a
potem kolejny raz i kolejny. Za każdym razem głosy były coraz bardziej
oddalone, coraz niklejsze i bardziej niewyraźne.
***
- I co z nią teraz będzie?
- Nic, rany muszą się zagoić, musi odzyskać siły i wszystko będzie w
porządku.
- Co to były za kule?
- Zwykłe kule z wiatrówki, tylko że nasączone jakąś trucizną. Mamy
szczęście, że Alex jest nieśmiertelna, bo byłoby już po niej.
- Wczoraj od razu po tych strzałach już źle wyglądała - zamyślił się
Konrad.
- Nieźle się bawiłeś łapiąc ją za talię, co? - zapytał Ksawery z lekkim
rozbawieniem, Konrad przez chwilę nie odpowiadał, więc dodał: - Robisz sobie
tylko zbędą nadzieję.
- Odczep się, ok? Że też musieliśmy na ciebie trafić.
- Podzielam twoje zdanie, Konrad - przemówiła nagle Alex.
- Chcecie to mogę sobie pójść - rzucił lekceważąco.
- Daj spokój, od kiedy ty taki wrażliwy? - rzucił Konrad złośliwie.
- Od kiedy tutaj jesteś - wysyczał gniewnie przez zęby.
- Aleksandra! - nagle wbiegł rozweselony mężczyzna. Długie, rude włosy miał
związane w niskiego kucyka, brązowe oczy z domieszką złota wyrażały pełen
entuzjazm, do tego śniada cera. Ubrany w czarny T-shirt i niebieskie rybaczki z palmami, wyglądał jak żyjący na luzie turysta. Alex podniosła się na łokcie, aby lepiej go zobaczyć i przypomnieć
sobie, kto to taki.
Przystojna twarz, pełne usta, nos świadczył o wielokrotnym jego złamaniu i
był lekko przekrzywiony w prawą stronę. Jednak on dodawał mu atrakcyjności, nie
oszpecała go również biała, już ledwo widoczna, blizna na policzku. Wiele miał
takich blizn, w szczególności na umięśnionych ramionach. Nogi także były
muskularne.
- Andrew! - ucieszyła się i uśmiechnęła od ucha do ucha. Nagle krzyknęła,
gdy koc, którym była nakryta, zsunął się jej z klatki piersiowej. - Dlaczego ja
nie ma koszulki?! - rozzłościła się zakrywając się z powrotem. Pierwsze jej
spojrzenie powędrowała na Ksawerego, ten wzruszył ramionami z obojętnością.
- Jakoś musiałem ci wyciągnąć te pociski, co nie? Ja wykonywałem swoją
pracę, to oni patrzyli się na ciebie jak na ósmy cud świata - pokazał kciukiem
za plecy, gdzie stali obydwaj. - Ale spokojnie, biustonosza nie ściągałem -
uspokoił ją przed najgorszą myślą.
- Macie szczęście, bo wam wszystkim porachowałabym kości.
- Nie w najbliższym czasie. Teraz musisz odpoczywać, bo nigdy nie dojdziesz
do siebie. Będziemy musieli zostać tutaj przez jakiś czas - westchnął Ksawery
na ostatnie słowa.
- No świetnie, tego nam właśnie brakowało - marudziła.
- Mogło być znacznie gorzej - wtrącił Andrew. - Mogłaś być sama albo w
towarzystwie jakiś dzikich zwierząt.
- A zgraja trzech nieustatkowanych facetów to nie to samo, co dzikie
zwierzęta? No tak, mogło być gorzej. Mógłby tutaj być jeszcze jeden debil -
powiedziała z ironią.
- Phi - parsknął Ksawery - ja przynajmniej mam żonę. Dlatego wypraszam
sobie określanie mnie jako nieustatkowanego - wypomniał jej.
Wszystkie pary oczu zwróciły się na niego. Dwie pary były przepełnione
zazdrością oraz gniewem, a trzecia para patrzyła z obrzydzeniem.
- Weźcie zejdźcie mi z oczu, bo zwariuję z wami - rzuciła po prostu
łowczyni. W tej sytuacji nie było jej stać na żadną ripostę, więc położyła się
na boku, co oczywiście było wyprzedzone bólem, lecz opanowała się sprawiając
wrażenie, że nic się nie stało.
Po tych słowach usłyszała jak wszyscy wychodzą. Dopiero teraz zwróciła
uwagę, że wcale nie jest w namiocie. Fakt, nie leżała nad gołym niebem, ani na
ziemi, a boki także były okryte, ale to w żadnej mierze nie przypominało
jakiegokolwiek namiotu.
- Gdzie ja jestem? - podrapała się w głowę z grymasem na twarzy.
***
- Co się tak na mnie patrzycie? - zapytał demon zaraz po wyjściu, choć w
gruncie rzeczy doskonale wiedział, co się święci. Nie mógł odpuścić sobie
łobuzerskiego uśmieszku.
- Serio? Musiałeś mi o tym przypominać? - wyrwało się Konradowi. Nie miał
zamiaru tego powiedzieć, ponieważ jawnie oświadczył, że dziewczyna mu się
podoba, a jego zżera zazdrość.
Obaj spojrzeli w jego stronę, a
on zbladł. Zdziwienie Ksawerego szybko znikło z twarzy, a pojawiło się
rozbawienie. Zaczął się głośno śmiać, ta cała sytuacja od początku go bawiła i
napawała satysfakcją.
- A ty musisz być taki złośliwy?
- staną w jego obronie Andrew.
- Sorki, rudzielcu, ale jestem
demonem. A czy tego chcę, czy nie, takie sytuacje zapewniają mi satysfakcję i
rozrywkę. Nic na to nie poradzę, taki się urodziłem - wytłumaczył.
- Hej, słyszycie? - zmienił temat
Andrew.
- Kaszel - odrzekł Konrad
spojrzawszy na namiot, gdzie leżała Alex.
Słyszeli głośny kaszel, non
stop. Ani na chwilę nie umilkł. Stawał się coraz intensywniejszy i głośniejszy.
Cała trójka umilkła, nasłuchiwała. Doskonale wiedzieli, że to ona kaszle, lecz
żaden z nich nie wiedział czy reagować, czy nie. Wreszcie Ksawery się obudził.
- Cholera, ona się dusi! -
rzucił się pędem w stronę wielkiego namiotu zrobionego z ogromnej foli, którą
posiadał Andrew.
Pierwszy wbiegł demon, potem
Konrad, a na końcu Andrew. Stanęli jak wryci. Aleksandra leżała na boku
podnosząc się na łokciu, cały czas kaszlała, a z jej prawej strony, czyli tam
gdzie miała głowę, była kałuża krwi, z jej kącików warg także spływały czerwone
stróżki. Przez dłuższą chwilę patrzyli, nie wiedzieli co robić, byli w wielkim
szoku, który ich sparaliżował. Konrad drgnął, złapał Andrewa za ramiona i
zaczął nim telepać mówiąc, aby którykolwiek coś zrobił. Wtem Andrew zbladł, był
biały jak śnieg, cała krew odpłynęła mu z twarzy, tylko usta zostały nazbyt
wyraźne. Konrad puścił go, a potem uczynił krok do tyłu i oszołomiony patrzył, jak
chłopak osuwa się na ziemię, zemdlał. Teraz mógł polegać tylko na
znienawidzonej osobie. Szturchnął go z całej siły, lecz ten stał niewzruszony,
jakby przyrósł do ziemi. Jednak pomogło, Ksawery ocknął się i pomału, na spokojnie
podszedł do Alex. Nie spieszyło mu się, w głowie przelatywał wszystkie
informacje i choroby, jaką oznaką jest kaszel krwi, jednak żadnej nie mogła
mieć dziewczyna, była całkowicie zdrowa, usiała tylko wypocząć, nabrać sił i
poczekać aż rana się zagoi. Nic więcej, nie mogło to wywołać żadnych powikłań
ani choroby, a będąc nieśmiertelną raczej nie może chorować na poważniejsze
choroby jak rak czy coś w tym stylu, o nie. To jest zbyt nienaturalne.
Przykucnął przy niej i pomógł jej
usiąść prosto, wciąż trzymając prawą rękę na jej plecach. Aleksandra wciąż
kaszlała, nawet zaczęła mocniej. Ledwo udawało jej się nabrać tchu, dusiła się
i wkrótce zabraknie jej tlenu. Mężczyzna przyłożyła jej zaciśniętą pięść do
splotu. Wyszeptał cicho „Przepraszam”, a następnie mocno uderzył pięścią w
wyznaczone miejsce. Aleksandra obficie wymiotowała krwią, po czym jeszcze
chwilę dusiła, ale nie był to już tamten uciążliwy i niebezpieczny kaszel, był
on raczej wywołany niemiłosiernym bólem.
- No, i po sprawie - otrzepał
ręce uradowany Ksawery.
- Po sprawie? - wysyczała
niewyraźnie Alex.
- No, splot to bardzo czuła
część ciała.
Alex jeszcze przez chwilę głęboko
oddychała, próbowała dojść do siebie, a od mocnego uderzenia zaczęły boleć ją w
dodatku brzuch oraz głowa.
- Kondziu, weź to posprzątaj, a
ja zajmę się tym rudzielcem - Ksawery chwycił Andrewa pod barki i wyciągnął go
z namiotu. Młody chłopak skrzywił się na wymierzone w niego przezwisko. Jakoś
nie podchodziło mu ono. Mimo tego nie przeszkadzało mu, że to właśnie on ma
posprzątać. Przypomniał sobie, jak to ona opiekowała się nim, gdy wyczerpał
cały zasób energii. Podszedł do niej, czekał chwilę aż dojdzie do siebie, po czym
pomógł jej wstać. Delikatnie złapał ją w talii, nieco niżej niż pozwalała na to przyzwoitość, i ostrożnie skierował w stronę
wyjścia. Aleksandra nie była w stanie wyprostować się. Ból w plecach wciąż
dawał o sobie znać. Już nie przejmowała się, że została w samym topie, o niczym
innym nie marzyła, jak odetchnąć świeżym, rześkim powietrzem, ujrzeć światło
słoneczne, usłyszeć dźwięk natury.
Gdy wyszli przez chwilę oślepiło
ją światło słoneczne, zatrzymała się, aby przetrzeć oczy i trochę pomrugać
powiekami. Oczy szybko zmieniły kolor z błękitnego na granatowe. Przed nią
rozpostarł się bardzo dobrze znany jej widok. Tak znany, tak piękny, lecz zarazem
tak srogi i przywołujący złe wspomnienia. Ogromne jezioro, czyste, głębokie.
Słońce było już nisko, tak na oko była godzina siedemnasta, osiemnasta. Pomalutku
chyliło się w kierunku przejrzystej tafli wody, spokojnej, nienaruszonej. Po
bokach zauważyła niewielkie góry, obficie porośnięte lasem, gdzie ostatnie
drzewa kończyły się tuż przy wodzie. Wiał delikatny, orzeźwiający wiaterek z
zachodu. Pieścił jej twarz, odganiał włosy do tyłu. Od razu poczuła się lepiej.
Wtem do jej uszu dotarły śpiewy ptaków, cichutkie, stłumione szeleszczącymi
liśćmi. Do jej nozdrzy dotarła słodka woń fiołów, konwalii, trawy, sosnowych
igieł.
- Co robimy przy jeziorze Muritz?
- Andrew nas tutaj
zabrał swoim samochodem, gdy byłaś nieprzytomna. Tylko tutaj rośnie roślina,
która była mi potrzebna, aby bezpiecznie wyciągnąć ci te pociski z ciała, abyś
nie straciła za dużo krwi.
- Ile spałam?
- Ze trzy dni.
Konrad podszedł
bardziej do brzegu i pozostawił tam Alex, wciąż zapatrzoną w siną dal, tam,
gdzie słońce miało za niedługo zniknąć za horyzontem. Usiadła na trawie i jak
posąg pozostała w bezruchy, aż Konrad oznajmił, że już jest posprzątane.
Wkrótce także i najnowszy towarzysz doszedł do siebie. Usiadł przy Alex i
westchnął z podziwu.
- Cudowne miejsce.
- Aż przypominają
się stare czasy, co? - spojrzała na niego z charakterystyczną iskierką w oczach
i uśmiechem na twarzy.
- O, tak.
Niesamowite, stare czasy. W życiu się lepiej nie bawiłem niż z tobą. Aż chce
się wspominać.
- Co wspominać? -
wtrącił energicznie Konrad, siadając pomiędzy nimi.
- Czasy, gdy jeszcze
ciebie na świecie nie było - zaśmiał się Andrew.
- To ile ty masz
lat? - zapytał Konrad, ponieważ siedząca po jego lewej stronie postać wcale nie
wyglądała nawet na trzydziestkę.
- Wieczna
osiemnastka! - krzyknął mężczyzna wyciągając ręce do góry.
- Tak, chyba
dwudziesta pięta rocznica osiemnastki - zaśmiała się łowczyni.
- Stój dziób! -
skarci ją, a potem ona i Konrad zaczęli się śmiać.
Ksawery w tym czasie
robił porządek w swoim plecaku. Układał po kolei lekarstwa, których znaczną większość wyciągnął, aby dogrzebać się do odpowiedniej fiolki dla Andrewa.
Podczas tego zabiegu Konrad ślęczał nad nim, zamiast zajmować się sprzątaniem,
i wypytywał czego takiego szuka. Oczywiście robił mu na złość i nie odezwał się
ani razu, więc gdy tylko wyciągnął szklaną fiolkę z ciemnym płynem w środku, od
razu spytał, co to takiego. Wtedy zebrał się w sobie i odpowiedział, że nie
chce wiedzieć, lecz ciekawość chłopaka sprawiła, że mimo woli jeszcze bardziej
się do nich przybliżył. Demon bez chwili zwłoki otworzył fiolkę po czym odsunął
się delikatnie zatykając nos. Nieprzyjemna woń w mig obudziła Andrewa, który
dosłownie wyskoczył, chcąc znajdować się jak najdalej od okropnego zapachu. Woń
także dotarła go nozdrzy najmłodszego, który w reakcji zatkał nos i zaczął przeklinać
pomału oddalając się od demona.
I w taki właśnie
sposób Ksawery pozbył się obydwu natrętów, którzy coraz bardziej zaczynali mu
uprzykrzać życie. Wkładanie z powrotem leków chwilę trwało, musiał je wszystkie
odpowiednio ułożyć, przy okazji patrzył na daty ważności, na szczęście
wszystkie były jeszcze dobre.
Po skończonej pracy
wyprostował się. Plecy i kark zaczęły go boleć od długiego garbienia się. Spojrzał
na zielony, do końca porośnięty trawą brzeg, który nagle się urywał i tworzył
niziutki klif. Siedziała tam. Wpatrzona w horyzont jak zaczarowana. No tak,
kobiety przecież uwielbiają takie widoczki, przeszło mu przez głowę. Pokręcił
głową z lekką dezaprobatą, a następnie wstał i udał się trochę rozruszać kości,
przy okazji szukając jakiegoś chrustu na ognisko. Oczywiście było go masę
dookoła, ale on udał się w głąb lasu, aby odetchnąć leśnym, przyjemnym
powietrzem, w dodatku chciał zostać przez chwilę sam.
Po niespełna pół
godzinie wrócił z rękoma pełnymi najprzeróżniejszych rozmiarów gałęziami.
Pierwsze jego spojrzenie skierowało się w stronę brzegu, gdzie niedawno
siedziała łowczyni. Teraz po jej prawej stronie siedział Konrad i Andrew.
Wszyscy świetnie się bawili, śmiali i wygłupiali, ale mimo tego to Aleksandra
była w centrum zainteresowania. Z daleka świetnie widział jak raz za razem
jeden to drugi uważnie się jej
przyglądał albo wysyłał słodki uśmieszek.
Ksawery, bardziej
agresywnie niż zamierzał, rzucił drewno za ziemię, po czym zniknął w namiocie.
Jeszcze pewien czas będzie jasno, więc nie widział powodu, aby rozpalać
ognisko, a on głodny nie był. Szczerze mówiąc, to nie miał zamiaru siedzieć w
ich towarzystwie, choć lubił patrzeć na zachody słońca. W końcu nie jest
bezduszną postacią, która nie potrafi docenić prawdziwego piękna lub cieszyć
się z życia, za kogo przeważnie wszyscy go uważali. Zaraz, przeważnie? Nie.
Wszyscy tak uważali, jest o tym święcie przekonany. Wszyscy, co wiedzieli, że
jest demonem. No bo kto uważa, że demony mają duszę? Nikt. Wszyscy uważają
demony za złe, perfidne, chytre i przebiegłe istoty nieczyste, za którymi jest
tylko śmierć, ból i cierpienie - Piekło. No cóż, taka jest prawda. Wszystko
zgadza się od A do Z, nawet on nie może zaprzeczyć, taka jest prawda. Demony
takie są z natury i nikt nic na to nie poradzi. Uśmiechnął się pod nosem,
przecież on taki jest. Dokładnie taki jest, tylko posiada jeszcze intelekt, uczucia,
po prostu cechy ludzkie.
Nagle wzdrygną się.
Do namiotu przez uchylone wejście naleciał wiatr. Zimny wiatr. Wraz z zachodem
słońca robiło się coraz zimniej. Dziwić się. Już nie jest w strefie
podzwrotnikowej, to już strefa umiarkowana. Noce nie są już takie ciepłe, mimo
że jest lato, klimat się zmienia wraz z postępem technologii. Niestety, na
gorsze. Ukradkiem zajrzał do plecaka Aleksandry.
- Serio? -
nie dowierzał Konrad. - Naprawdę grałaś kiedyś w zespole?
- Oczywiście. Ten o
tutaj mnie namówił. Nie wiem, co sprawiło, że się zgodziłam, ale pewnego dnia
stałam na scenie, grając na perkusji. Myślałam, że zwymiotuję z nerwów, ale na
szczęście nie było tak źle - zaśmiała się na wspomnienie dawnych czasów. Nagle
coś zasłoniło jej całą widoczność. Przed nią pojawiła się dosłownie ciemność,
nagle, jakby zemdlała, lecz przy okazji zabrakło jej nieco powietrza. Na głowie
poczuła lekki ciężar, coś opadało jej na twarz, jakiś materiał. Zerwała go z
głowy i spojrzała do góry, lekko do tyłu. Stał nad nią Ksawery z rękami
opartymi o boki.
- Załóż to. Nie mam
zamiaru niańczyć cię, gdy złapiesz przeziębienie lub będziesz miała gorączkę -
po tych słowach usiadł po jej prawej stronie. Jedną nogę zgiął, drugą
wyprostował, jego wzrok utkwił w zachodzącym słońcu.
Aleksandra rozłożyła
materiał, była to jej bluzka. Bez chwili zwłoki założyła koszulę na biały top,
ponieważ dopiero teraz przypomniała sobie, że nic innego nie ma. Jednakże nie
przejęła się tym, ale faktycznie zrobiło się chłodniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz