Następnego dnia Aleksandra
wstała najwcześniej. Jeszcze słońce dobrze nie wyszło, a ona już była na
nogach. Obaj jeszcze spali. Cicho się ubrała i próbowała wyjść, ale jedno małe
skrzypnięcie i mężczyźni obudzili się.
- Dokąd idziesz? - ożywił się
Konrad.
- Mam jedną sprawę do
załatwienia. Zaraz wracam.
- Idę z tobą! - wyskoczył z
łóżka Ksawery.
- Nie trzeba, naprawdę. To nie
potrwa długo - przekonywała ich.
- Nie masz nawet o czym gadać.
Idziemy z tobą i koniec - zabrał głos Konrad.
- No, dobra. Ale się zwijajcie.
W mgnieniu oka obaj stanęli koło
niej już gotowi. Zarzuciła plecak na bark i wyszła jako pierwsza. Na dworze
wciąż były jeszcze kałuże. Nie było zbyt ciepło. Słońce schowało się za chmurami.
Wilgoć unosiła w powietrzu.