piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 7

I znów zaczęła się podróż. Tym razem każdy miał dobry humor i szli we trójkę koło siebie. Przybrali zwykłe tępo, aby Konrad szybko się nie zmęczył. Po około pół godzinie Ksawery zaczął rozmowę.
- Alex, dlaczego twoje oczy w dzień są granatowe, a w nocy błękitne?
- To długa historia - zrobiła unik.
- Mamy czas. Na pewno Konrad także z przyjemnością tego posłucha - ciągnął dalej.
- W sumie to racja. Jakoś nam ten czas zleci - potwierdził chłopak.
- Eh… Niech wam będzie. Było to, gdy miałam dwadzieścia lat. Od najmłodszych lat wyczuwałam demony w mojej okolicy, lecz dopiero w wieku trzynastu zaczęłam je zabijać. Tego dnia byłam w Rzymie. Zwiedzałam miasto, gdy wyczułam tą energię. Udałam się za mężczyzną, który ją wykazywał. Akurat wyszedł daleko po za miasto. Nie było tam nikogo, więc spokojnie mogłam się nim zająć. Tak zrobiłam. Wbiłam mu sztylet w serce i padł. Nie wiedziałam jednak, że on nie był demonem.

- Jak to „nie był demonem”? - wtrąciła Konrad.
- Daj mi dokończyć. On był jeszcze aniołem, zbuntowanym, ale jeszcze nim był. Był już na granicy przejścia, zmienieniał się w demona, a raczej upadłego, lecz jeszcze do tego nie doszło. Zabiłam anioła, nie niebezpieczną bestię, lecz anioła. Nikogo nie obchodziło, że zmieniał się w niego. Musiałam ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Karą stała się wieczność. Wieczne życie, wieczna młodość, wiecznie to samo zajęcie. Oznaką tego przekleństwa są moje oczy. W dzień są ciemniejsze, a w nocy jaśniejsze.
- A są jakieś pozytywne strony tego zdarzenia? - dopytywał Konrad.
- O, tak. Dzięki moim oczom lepiej widzę w nocy, bo wszystko jest jaśniejsze, jak one, a w dzień słońce mnie nie razi i też jest mi lepiej. Jestem także dzięki temu silniejsza, szybsza, zwinniejsza i wiem o życiu więcej niż każdy inny człowiek - uśmiechnęła się lekko.
- A twój wygląd? Dlaczego jak cię poznałem to miałaś mniejszy makijaż? - dalej dopytywał Konrad.
- To akurat jest sprawka tego, że działam na rzecz Boga. Co nieregularny czas coś się we mnie zmienia. Kiedyś na przykład nie miała ani makijażu, ani pasemki.
- No… Z tej pomarańczy zaczyna się robić czerwień - szturchną jej grzywkę Ksawery.
- Właśnie o tym mówię - spojrzała na niego.
Ksawery zauważył w jej oku mały błysk, a usta leciutko się uśmiechnęły. Przeszły po nim ciarki, lecz nie dał tego po sobie poznać.
- Alex, ty to masz ciekawą biografię. Aż ci jej zazdroszczę. Tyle w życiu przeszłaś, że mogłabyś napisać książkę.
- Ciebie to bawi? - zatrzymała się, a wraz z nią oboje mężczyzn. - Ty chyba nie rozumiesz, co ja przeżyłam.
- Ależ rozumiem, kobieto, masz takie ciekawe życie, że po prostu nie da się tego przyznać prosto w twarz.
- Tak cię to bawi?! - zezłościła się - Skoro jesteś taki mądry, to idź, patrz, jak umierają twoi znajomi, przyjaciele, rodzina. Wiesz, co czułam, gdy widziałam śmierć mojej własnej siostry? Śmierć, śmiercią, każdego człowieka kiedyś spotka, lecz spróbuj postawić się na moim miejscu. Widziałam, jak moja osiemdziesięcioletnia siostra umiera. Widziałam, jak demon dosłownie rozpruwa jej wnętrzności, krew pryskała z jej ciała, była wszędzie. A ja nie mogłam nic zrobić - głos jej złagodniał. - Pozostało mi tylko patrzeć na jej śmierć, na jej łzy - zacięła się, lecz wkrótce twarz jej znów wyrażała gniew. - Więc skoro jesteś taki mądry, to postaw się w mojej sytuacji!
Aleksandra odwróciła się na pięcie i przyspieszyła kroku. Żaden z nich nie miał zamiaru doganiać jej. Po niedługim czasie oni także ruszyli, obaj byli lekko zszokowani i zmieszani.
- No, toś zawalił - oznajmił Ksawery. - I to nie pierwszy raz.
- Daj mi spokój, dobra?
- Aa… Nie jesteś w humorze, co? - zaśmiał się.
Obaj widzieli tylko plecy łowczyni, które raz były coraz bliżej, raz coraz dalej. Gdy była już naprawdę daleko, zatrzymała się. Głowę miała spuszczoną, myślała, a dokładniej wspominała tamtą chwilę. To było dla niej naprawdę mocne przeżycie, którego nigdy nie zapomni. Nagle coś wyrwało ją z zamyślenia. Gwałtownie podniosła głowę i nasłuchiwała. Szybko się odwróciła i podbiegła w stronę mężczyzn.
- Padnijcie! - krzyknęła biegnąc.
- Co? - spytał Konrad.
W mgnieniu oka Alex znalazła się pomiędzy nimi odpychając ich na boki. Obaj upadali na ziemię, wielce zdziwieni takim zwrotem akcji. Dziewczyna w tej chwili poczuła ból przeszywający jej ciało. Trzy fale bólu, trzy uderzenia, trzy czerwone źródełka na jej tyłach koszuli, trzy pociski. Na asfalt pomału zaczynały kapać czerwone krople. Skuliła się nieco, ponieważ chociaż była nieśmiertelna, to to wciąż bolało.
- Alex, nic ci nie jest? - zapytał Ksawery, który był już gotowy rzucić się jej na ratunek.
- Spokojnie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - parsknęła lekko śmiechem.
- Kto to zrobił? - spytał bez chwili zwłoki.
- Ja to uczyniłem - odpowiedział potężny, męski, basowy głos.
- W życiu nie spodziewałabym się tutaj ciebie, Ludwiku.
- A co w tym takiego dziwnego? - zapytał.
- Alex, z kim ty rozmawiasz, kto to jest? - wtrącił Konrad
- To jest Ludwik Van Schreenpfle. Jest założycielem podobnej organizacji jak Zakon Świętego Krzyża, lecz jest to prawosławie, a nie chrześcijaństwo. I nie wiem dlaczego, ale ten koleś mnie nienawidzi.
- Nienawidzę cię, ponieważ jesteś niewyobrażalnie potężną osobą, a jesteś po ich stronie! - rozzłościł się.
- Ja jestem chrześcijanką i nic na to nie poradzisz. Kocham swoją religię i przy niej pozostanę do końca moich dni. A to możesz sobie wziąć - w dłoni Alex nagle pojawiły się srebrne sztylety. Rzuciła je w gąszcz drzew. - Bingo! - krzyknęła i zrobiła gest ręką.
- Niech cię szlag, łowczyni demonów! - krzyknął mężczyzna.
Wszyscy ujrzeli postać pomału wychodzącą z gąszczu drzew. Był to mężczyzna wzrostu Konrada o ciemnobrązowych włosach, brązowych oczach. Był gruby, a jego głos był niski, lecz donośny. Trzymał prawą dłoń na lewym ramieniu. Po rękawie żółtej kamizelki w kratę zjeżdżały krople krwi. Dłoń także była od niej czerwona. Ludwik nie przejawiał sympatii wobec ich wszystkich. Jego twarz wyrażała wielki gniew i odrazę. Nie stał w miejscu. Cały czas chodził wzdłuż linii prostej, tak, że ciągle był przodem do Alex i jej towarzyszy.
- Jesteś niezwykła. Ukryłem się najlepiej jak mogłem, za drzewem, w głębi tego małego lasu, a ty byłaś w stanie wykorzystać to, że malutka część mojego ramienia wystawała zza drzewa. Niewiarygodne.
- Lata ćwiczeń - odpowiedziała krótko.
Mężczyzna cały czas chodził w tych samych kierunkach. Patrzył na nich z pogardą, wyglądał jakby chciał ich rozszyfrować, zajrzeć do ich umysłów i przechwycić jakieś tajne dane. Niespodziewanie zatrzymał się. Jego wzrok spoczywał na sylwetce Ksawerego, który stał lekko za Aleksandrą, wraz z Konradem. Oglądał go od głowy do stóp i od stóp do głowy, gdy jego wzrok zatrzymał się na oczach. Utrzymywał niewzruszoną twarz pokerzysty.
- Aleksandro, czyżbyś przeszła na ciemną stronę mocy? - zapytał z zawodem w głosie.
- Zdecydowanie za dużo filmów. W szczególności Gwiezdnych Wojen - odpowiedziała z obojętną miną i lekką prowokacją w głosie.
- Nigdy nie przypuszczałbym, że będziesz zadawać się z jakimś szujowatym demonem.
- Kogo nazywasz szują?! - rozzłościł się i miał już podejść do mężczyzny, gdy ręka Aleksandry za torowała mu drogę.
- Ksawery, uspokój się, proszę.
- No proszę. Demon, który słucha człowieka - kobiety. Tego jeszcze nie było - zaśmiał się chrapliwie.
Oczy Ksawerego zmieniły kolor na srebrno-złoty. Aleksandra już nie dała rady dłużej go utrzymywać. Wiedziała, że Ludwik przegiął pałkę i zasłużył sobie na karę. Gdyby nawet chciała go powstrzymać, w tym stanie nie dałaby rady.
- Chodźmy - odpowiedziała obojętnie do Konrada.
- A co z nim? - dziewczyna przez chwilę nie odpowiadała, odwróciła lekko głowę w tamtą stronę.
- Poradzi sobie i później nas dogoni - oznajmiła znów kierując się w stronę ich trasy.

Przy każdym kroku Aleksandra czuła w ciele ugrzęzłe pociski, bolało i to bardzo. Musiała iść nieco zgarbiona, ponieważ wyprostowanie się groziło falą niemiłosiernego bólu, którego nie miała zamiaru doświadczyć. Jej towarzysz przerzucił jej rękę przez bark i złapał w talii pomagając iść. Dziewczyna ani razu nie spojrzała za siebie. Tylko słyszała zza pleców jęki i odgłosy furii. Nie przejmowała się tym, szła dalej, a wraz z nią Konrad. W tym dniu już nie spotkali Ksawerego. 

Przejdź do:
-Rozdział poprzedni:
Rozdział 2. Spotkanie cz. 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz